Zbliżał się powoli wieczór, karawana w które podróżował Can zbliżała się do celu. Już w oddali widać było światła miasta Zakonem. Czuł wielki niepokój zbliżając się do tego miejsca, miał przeczucie , że zaraz się coś wydarzy.
- Can, my podjechać pod miasto, ale musieć poczekać godzinę, by być niewidocznym
- Dobrze, rozbijmy więc obóz
Po dosłownie pięciu minutach wszystko było gotowe, w jednym z kamiennych namiotów było usytuowane miejsce dla Cana. Długo nie czekając wszedł do środka i zaczerpnął świeżego snu.
***
- Mam dla Ciebie wiadomość Can. Wiem, że Jesteś gdzieś w pobliżu.
W głowie Cana pojawiła się wizja:
Pomieszczenie potężne tak jakby stary nad portowy magazyn , pełen tysięcy skrzynek.
W środku znajoma twarz, to Yangin klęczący na podeście, a za nim osiłek trzymający ostrze miecza na gardle swego zakładnika.
Na samym przodzie mężczyzna z złotej zbroi.
- Witaj Can, nie znamy się jeszcze osobiście ale to raczej tylko kwestia czasu. Widzisz masz w posiadaniu coś co jest dla mnie bardzo ważne. Niewątpliwie jako wojownik wiem ,że nie będziesz chciał tego oddać bez żadnej ofiary czy walki... Więc przygotowałem Ci mały pokaz.
Zapamiętaj moje imię jestem Qizan. Tak przy okazji, masz dwa dni , bo tyle wystarczy mi ,żeby znaleźć tą małą wścibską wilczycę.
Qizan odwrócił się w kierunku Yangina, kiwnął głową. Osiłek jednym zdecydowanym ruchem odciął głowę swojemu więźniowi, całe pomieszczenie zaszło we krwi, a odcięta głowa towarzysza Cana potoczyła się pod nogi Qizana, który oparł nogę na niej i z szyderczym uśmiechem następnie zmiażdżył.
***
Can obudził się w potach.
*Co to było*
- To nie może być prawda, to musiał być sen
Can wybiegł z namiotu , szukał Irgova, po czym na cały obóz krzyknął
- Irgov !! Ruszam dalej sam natychmiast !!