sobota, 28 listopada 2015

"Nadzieja powraca"

Witam serdecznie
Po długiej przerwie, mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.
Wbijamy się powoli na szczyt , żeby spaść w rollercoaster akcji.
Pozdrawiam

---------------------------------------------------

- Can ! 
- Gdzie ja Jestem ? Co się dzieje ?

Otworzyłem oczy, nie widziałem kontur , nie widziałem światła, twarzy, nie czułem nawet powietrza. To miejsce przypominało mi o tanich trikach magicznych, typu zamykanie w skrzyni. Tylko nawiększe pytanie brzmiało, gdzie jest ta ukryta dźwignia, która 
otwierała ukryte przejście ?

- Słyszysz mnie Can ?
- Słyszę Twój głos, kim Jesteś ?
- Przecież wiesz. 

Poczułem drganie na swych plecach, 
*To mój miecz ?*

- Tak, po części. Jestem zaklętą duszą w krysztale, a raczej w 11 kamieniach. Jestem narzędziem równowagi.
- ... Zaklęta dusza ? Gdzie Jesteśmy ?
- W Twojej głowie. Najpierw musimy się stąd wydostać, potem uciekać z wieży.
- Nadal Jesteśmy w wieży ? Co z Iv i Yanginem ?
- Teraz ? Jeżeli przeżyli, to zbierają siły do walki, szukają sojuszników przeciwko hordom wrogów. Rozpoczęła się wojna, to miejsce jest kwintesencją równowagi. Pewne osoby chcą panować nad całym światem i tworzą do tego miliony nieczułych stworzeń. Oczywiście wykorzystując upadłe dusze.Tutaj powstał "Czarny krąg", który panował nad wszystkim od wieków, aż do czasu Wolfghara.
*Tego drania, ale na szczęście już po wszystkim*  
- Wolfghar popełnił błąd przez co zachwiał obecną równowagę, rozdzielił swą podwójną naturę na dwie. Tworząc 2 kryształy dusz.
- Musimy się wydostać ? Ale jak i dlaczego ?
- Wieża Nas zabije, wieża jest strzeżona magicznym zaklęciem. Znika co 5 lat, to jest okres w którym można uzbierać składniki aby stworzyć "Czarny krąg". Narzędzie już masz, 1 z kryształów też. Biblioteka magów została objęta zaklęciem stworzonym przez samego Alphę Cieni, jako mistrz jakimś cudem przeniósł swą moc na to miejsce. Nie wiem czy wiesz, ale Cienie przechadzają się między światem mroku, a tym rzeczywistym co pochłania niewiarygodną energię duchową. Ta wieża ,żeby być niewidzialna i stać po stronie mroku na 5 lat potrzebuje energii, którą czerpie z zamkniętych pod podłogą najniższego piętra dusz, ale to my Jesteśmy największą mocą, która obecnie się w niej znajduje. W końcu zacznie na Nas polować.
- Widziałem ,że się zmienia. Potrafi się przeobrażać. Więc uciekajmy stąd zanim Nas ubije.
- To nie takie proste, w sumie to jest proste. Jednak nie pozwolę Ci tak szybko stąd uciec. Musisz najpierw znaleźć 2 połówki kryształu. Jestem Twoim przewodnikiem i kompanem, słyszę i czuję Twoje myśli,a miecz ma umiejętność przekazywania mocy duchowej. Każdy kolejny kryształ dodaje Ci siły. Musisz zebrać wszystkie, żeby móc powstrzymać tą rzeź, która ma miejsce na zewnątrz.
*Czemu znowu ja ?*
- Bo Ty jako do tej pory próbujący Jesteś w stanie trzymać Miecze Równowagi i co najciekawsze nadal żyjesz.
- Jak się wydostaniemy i gdzie znajdę kryształy ?
- Kryształy są na dnie wieży, będziesz musiał się przechadzać wśród upadłych dusz. Zresztą czym bliżej nich coraz bardziej będziesz je czuł. One są częścią mnie, dopiero gdy zbierzesz je wszystkie poznasz moje prawdziwe oblicze.
*Nie mam wyjścia, muszę je znaleźć i tak.*
- Dobre podejście.
*Skąd ?*
- Jestem częścią Twoich myśli.
- Dobra, już rozumiem
*Muszę się nauczyć rozmawiać z Tobą w myślach, bo przy ludziach wyszedłbym na idiotę*
- Ruszajmy. Jesteśmy w Twojej głowie. Obudź się.
- Że niby jak !
- Normalnie musisz się skupić i uświadomić ,że tylko śpisz.

Can leżał w częściowo zniszczonej po walce z Wolfgharem sali. Nierucho jakby nie mógł się podnieść. W końcu otworzył oczy, ale...
* To jak jakiś paraliż.*
- Nie możesz się ruszyć ? Skup się.
* Spróbuję poruszyć jakąś kończyną.*
- No dalej.

Usłyszałem nagle dziwny wrzask dochodzący od strony drzwi.
* Co to było ?
- Łowca
* Jaki łowca ?*
- Silniejsza dusza od wszystkich innych, która ratuje się pożerając inne.
* Czyli muszę się... Wydostać !!*
- Jeszcze nie jest na tyle silny, by Cię pożreć. Walka z łowcami to inna kwestia. Jeszcze nie musisz się obawiać. Przychodzi tutaj co jakiś czas od kilku miesięcy.
* Od kilku...miesięcy ?
- Dziś mija 9-ty.

Zacząłem czuć się coraz ciężej, nie potrafiłem się ruszyć. Zacząłem panikować.
- Spokojnie.
* Łatwo mówić, leżę tu już 9 miesięcy...*
- Skup się
* Próbowałem poruszyć ręką*

Do pomieszczenia wszedł wielki potwór,z wielkimi zębiskami i parą czarnych oczu.Bez ciała tylko z pustym konturem jego postaci, lewitował lekko nad ziemią. Miał przeraźliwy głos i sapał jak nie nażarta bestia. Podszedł do leżącego ciała Cana i nachylił swój łeb nad nim.
*Czego chcesz i tak jeszcze mnie nie pożresz*
- Nie trać czasu, skup się.
* Dobra dobra*

Bestia ciągle krążyła gdzieś wokoło mojego ciała.
Po dobrych 20 minutach prób, poruszyłem lekko ręką.
- Dobrze, idź za tym uczuciem.
*Zacząłem powoli czuć swoje ciało*
- Jest ! Silny Jesteś
* Poruszałam ręką bez najmniejszego problemu, teraz muszę wstać i już*
- Łatwo Ci idzie

Can po krótkiech chwili stał już na nogach, a blade monstrum wpatrywało się w 
niego. Can wyciągnął miecze.
- Nieeee !! Nie możesz.
* Dlaczego nie ?*
- W tym miejscu nie możesz zabijać dusz, bo to przyśpieszy polowanie na Nas. Potrzebujemy swobody i czasu, żeby znaleźć kryształy
* No dobra*

Can schował miecze, rzucił groźne spojrzenie na monstrum i wyszedł z pomieszczenia.
* Gdzie mam się udać teraz ?*
- Za krętymi schodami w ciemnym kącie jest ukryte przejście niżej. 
Can przeszedł pomieszczenie z symbolami na ziemi, dotarł do pomieszczenia schodów.
Stanął na środku pomieszczenia, gdy usłyszał złowrogie krzyki na górnych poziomach.
Zobaczył jak schody przeobrażają się w jedną długą drabinę na sam szczyt. Ten sygnał uświadomił mu, że ucieczka będzie trudna.
* Szybko chodźmy do tego przejścia*
- Tutaj za spiralą przy samym dole była pęknięta cegła, musisz ją znaleźć.

Can rozglądał się po ścianie szukając tej jednej. W końcu znalazł, rozpędził 
się i wymierzył cios. W tym miejscu ściana pękła i zrobiło się małe przejście 
dla jednej osoby.
* Dobra jeszcze mam się czołgać ?*

Z wysokości nagle zeskoczył łowca większy od poprzedniego i żarłocznie rozglądał się po okolicy.
* Dobra to dobry argument*

Can przeczołgał się szczeliną i zamurowało go po drugiej stronie. Znalazł się 
w korytarzu, który był jasny , przejrzysty i na pozór cichy. Jak zupełny kontrast do mroku.
- Ta droga prowadzi do wnętrza wieży, do...
* Do kryształów ?*
- Do miejsca mojego urodzenia. Nie bardzo chcę,ale musimy się tam udać

Ruszyłem korytarzem przed siebie, wydawało się jakby się nigdy nie kończył.
Przeciętny zwykły prosty korytarz o wysokości 2,5 metra, a mógł przerazić.
Za kamiennymi ścianami co jakiś czas było słychać odgłosy Łowców.
I nagle kamienny korytarz zaczął się przeobrażać.
- Stój !!
* Już, już stoję. Jak tak będziesz mi się wydzierać w głowie to zawału dostanę.*

Korytarz przeobraził się w arenę do walk. Wielka pusta przestrzeń w kształcie koła. 

- Musimy się pośpieszyć chyba wieża już się domyśliła po co idziemy.
* Kamienie to duże źródło energii, więc będzie ich strzec*

Ruszyliśmy przed siebie i usłyszałem ruch za moimi plecami, odskoczyłem w międzyczasie odwracając się i wyciągając miecze. Niestety nikogo nie dostrzegłem.
* To cienie ?*
- Tak, wieża jest jej źródłem.
* Jak mam walczyć z czymś czego nie widzę*

Wymachnąłem mieczem przed siebie. W boki, trochę w chaotyczny sposób jakbym odganiał się od muchy.
- Musisz się skupić Can, potrafisz je dostrzeć
* Że niby ja ?... A tak , ten cień z portalu*

Stanąłem na środku areny, czekałem w ciszy na ich ruch.
Wpatrując się w pomieszczenie, dojrzałem jednego z nich.
Siedział spokojnie na piasku, wpatrując się we mnie.
Jego wzrok nie świadczył o tym ,żeby miałbyć agresywny wobec mnie.
* Może chce nam pomóc ?*
- Nie wiem, ale skoro nie chce walczyć, nie traćmy czasu

Schowałem miecze , Cień zrobił to samo. Po czym odwróciłem się i poszedłem do 
przejścia. Minęliśmy kolejny korytarz, kilka pustych pomieszczeń i na samym końcu naszej podróży doszliśmy do królewskiej sali. Ujrzałem mały piedestał a na nim dwie błyszczące połówki kamieni.
Sala tronowa, tron ustawiony na podeście pod kilka schodów, a obok mały piedestał z kamieniami. Schody pokryte złoto czerwonym dywanem, a w innych zakątkach sali same kamienie. Kamienne kolumny, ściany, krzesła i dwa duże stoły po obu stronach sali.

- Więc Jesteśmy, złap je szybko i uciekajmy
* Zanim ?*
- Zanim się obudzi, proszę Cię.

Nie czekając ruszyłem do piedestału, rozglądając się powoli po okolicy.
Szukając pułapek , Cieni czy innych zabójczych stworzeń.

- Nie bój się. Pozwolę Ci stąd wyjść
- ...
- Jesteś jednym z Nas. Weź kamienie i podejmij właściwą decyzję gdy nadejdzie czas.
*Dlaczego to jest takie łatwe ?*

Wszedłem po schodach, wziąłem kamienie w dłoń. Poczułem jak złączyły się w całość. Wsadziłem kryształ w miecz z pustym gniazdem. Został przyjęty i związany z mieczem. Poczułem kolejny przypływ mocy. Odwróciłem się i dojrzałem postać mówiącą do mnie w pełni.

- Tam jest portal prowadzący do wyjścia z wieży, do sali która jest na szczycie. 
- Dlaczego mi pomagasz ?
- Bo Jestem ciekaw co zrobisz gdy już zdobędziesz to co chcesz, a po za tym ktoś musi dbać o moją córkę.
- Kim Jesteś ? 
- Mówią mi po prostu Alpha. Myślę, że jeszcze się spotkamy.

Ruszyłem w wskazaną drogę i wszedłem w portal.
Pojawiłem się na szczycie wieży, w pomieszczeniu z drzwiami.
Tutaj musiała się rozegrać wielka bitwa, gdyż całe pomieszczenie było zrujnowane z rozbryzganą krwią lejącą się z każdej ściany.
*Co tu się stało ?*
- Nie wiem, uciekajmy stąd

Otworzyłem drzwi i odetchnąłem powietrzem.
Przed moimi oczami ukazała się śnieżna góra, przepaść i most po którym przechodziliśmy jak po ziemi. Teraz był wiszącą ostatnią ścieżką nadzei.
*Zima,skały i lód, czyżby Cekici zdobyli te terytorium... Gdzie mam się teraz udać i co zrobić ?*

Skupiłem się mocno i spróbowałem wezwać moich przyjaciół.
W tym czasie Yangin i Iv przechadzali się w odległych krainach odpoczywając po bitwach, które zostali zmuszeni stoczyć. Gdy nagle poczuli i usłyszeli w tym samym czasie jeden znajomy głos.

- Iv !! Yangin !!

środa, 25 listopada 2015

Przerwa Technicza

Witam serdecznie
Przepraszam bardzo , że dziś nie wstawię nic.
Ale mam przerwę techniczno psychiczną. Potrzebuję odpocząć, a nie chciałbym Was zanudzać byle gównem, obiecuję , że gdy się odrobię . Wstawię bardzo spory rozdział.

wtorek, 24 listopada 2015

"Płonąca przeszłość"

Witam.

---------------------------------------------------------------
Yangin po miesiącu wędrówki znalazł się w jednej ze swoich kryjówek w śnieżnych górach Cekitów.
To tutaj był ostatnio w towarzystwie swojego mistrza Wolfghara.
Otworzył wielką zardzewiałą skrzynię w której leżał podarty dziennik zapieczętowany symbolem śmierci.
- Skoro już Twoja dusza jest wolna.
*Gdy odejdę Ty Yanginie będziesz mógł przeczytać dziennik swojego mistrza, ale pamiętaj to zaklęcie na dzienniku to zaklęcie przywiązania duszy, jeśli spróbujesz go otworzyć zanim umrę. Sam zginiesz"

Yangin otworzył dziennik, przejrzał kilka stron. Większość z nich pamiętał z własnego punktu widzenia. Wolfghar opisywał tu wszystko.
Jego uwagę przykuł ostatni wpis.

***
Kto by się spodziewał, że tak właśnie będzie wyglądał ostatni dzień wielkiej wojny.
Kim byłem, jednym z bohaterów ? Czy raczej masowym mordercą świata.
Ale zacznę od początku.
Wiecie o co się toczy wojna ? O władzę, o terytorium, o bogactwo...
Wojna nigdy nie ma pozytywnego wydźwięku. Byłem Kolgeanem z rodu, a przystąpiłem do nacji Wilków.
Dlaczego ? Bo to była jedyna nacja , która nie walczyła z żądzy władzy, a z przekonaniem o swoje racje.
Zwolennicy wolnego świata, równowagi natury. Bohaterowie lasów, ciche dusze jak nieme góry. Porywczy wojownicy jak silne strumienie wody.
Nie wiem dlaczego to właśnie mnie przypisano wielkie zaufanie, ale jako Cień stałem się jednym z największych Wilków.
Uwierzyłem w przekonania, które głosiły Wilki. Byłem tak im oddany ,że nawet poświeciłbym życie... Tak też zrobiłem.

Jedynym rozwiązaniem tej i kolejnych wojen było zrównoważenie sił i wyrównanie terytorium każdej nacji.
Znalazłem 9 osób. Reprezentantów każdej z istniejącej nacji o tym samym przekonaniu.
I razem rozpoczęliśmy wspólne przygotowania do zakończenia tej bezlitosnej wojny. W której tylko ginęły istoty a świat obracał się w ruinę.

Przeszukując całą historię świata, Znaleźliśmy czas w którym regularna wojna nie miała miejsca od kilkuset lat.
Szukając tym tropem doszliśmy do wniosku ,że musiała stać za tym jakaś magiczna moc. Przeszukiwaliśmy wszystkie wspomniane miejsca w prastarych księgach. Aż trafiliśmy do biblioteki magów. Na terytorium Naharatów.
W podziemiach wieży mieszkała wyrocznia. Słowa, które przekazała każdemu z Nas były tajemnicą.
Usłyszałem "Do równowagi prowadzi strach, a poświęcenie jest światłem życia."
Nie zrozumiałem tego zdania kompletnie. Dopiero gdy po roku czasu spotkaliśmy się w tym samym miejscu.
Zostaliśmy oświeceni jak uratować równowagę świata. Stworzyliśmy "Czarny krąg" zaklęcie,a raczej klątwę.
Każdy z Nas , zawarł całą swoją duchową moc w jednym z magicznych klejnotów.
Było ich 10. Jako , że moja dusza była podwójna gdyż byłem z rodu Kolgeanem a z nacji Wilkiem. Podzieliłem swoją na dwa kamienie.
Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. W ciągu kolejnego roku zbieraliśmy wszelkie artefakty z całego świata. Kolejny rok przetapialiśmy je w metal.
W końcu w piątym roku dzień przed końcem wielkiej wojny, wykuliśmy wspólnie dwie katany. Nazwaliśmy je Mieczami Równowagi.
Zawierały one gniazda na 11 kryształków, a metal miał magiczne moce, które pozwalały tej broni mieszać energię duchową i przekazywać ją właścicielowi.

Coś zaczęło się ze mną dziać, dostrzegałem to od momentu rozdzielenia mojej mocy na dwa kryształy.
Moja ciemna strona zaczynała panować. Jednak nie chciałem się poddać, musieliśmy zakończyć tą wojnę.
Spotkaliśmy się równo 5 lat od rozpoczęcia Wielkiej wojny, Każdy z swoim kamieniem.
Na środku stały na piedestale miecze równowagi.
I rozpoczęła się Wielka wojna między Nami, o władzę i moc. Kto poprowadzi miecze by przywrócić równowagę ?
Pokłóciliśmy się między sobą, ale nikt nie był na tyle zdecydowany by zadać cios.

Za wyjątkiem mnie, przemiana mej duszy po rozdzieleniu kryształu stworzyła rządnego potwora.
Tak bardzo chciałem tej równowagi ,że postanowiłem posłuchać wyroczni.
"Do równowagi prowadzi strach, a poświęcenie jest światłem życia."
Każdy z Nas się bał , a ja poświęciłem wszystkich. Zebrałem kryształy po zmarłych towarzyszach.
I łącząc 11 kryształów użyłem "Czarnego kręgu"...
Zabiłem miliardy istnień... Zabierając im twarze, osobowości...

Moja dusza została przykuta, a jej część zabrana. Jeden z moich kryształów pękł i wsiąkł jakby w ziemię.
Kolejna wojna nie będzie wymagała żadnych przygotowań, tylko wielkiej odwagi a reszta... Zależy.

***

Na dzienniku zarysował się czarny krąg i nagle stanął w płomieniach.
- Wolfghar, a niech Cię !!

poniedziałek, 23 listopada 2015

"Jasna strona ciemności"

Witam serdecznie.


----------------------------------------------

Niebo zaszło czerwonymi chmurami chwilę przed zniknięciem wieży.

Iv zobaczyła chmury nad wieżą, upadła z niemocy na ziemię.
*Nie wierzę... Can !!*

- To moja wina...

*Nawet nie jestem już wstanie wyczuć jego energii*

Minęła dłuższa chwila zanim do Iv definitywnie dotarło ,że wieża zniknęła na kolejne 5 lat.
Iv uroniła łzę i założyła kaptur na głowę, odwróciła się i ruszyła przed siebie.

- Iv !! Czekaj !!

Nie raczyła nawet odpowiedzieć.

- Iv !! Proszę Cię !!


Yangin złapał ją za ramię.

- Czemu mnie zabrałeś z tej wieży.

- Bo nie chciałem byś była tam teraz !!
- Nie rozumiem Cię. Po co to wszystko było, Can miał absolutną rację. Zaszliśmy tak daleko i się poddaliśmy, zostawiliśmy go tam samego
zdanego na siebie. Nie boli Cię to ?

- Nie, takie było...

Nim Yangin dokończył zdanie przyjął na twarz kilka ciosów rozdrażnionej Iv.

- To koniec...
- Weź się w garść Iv, nadchodzi wojna.
- I co z tego, myślisz że my Jesteśmy w stanie ją powstrzymać ?
- Tylko my zostaliśmy, więc...

Iv zamieniła się w wilka i ruszyła w kierunku portalu.

* Co on sobie myśli, tyle przeszliśmy, poświęciliśmy... A on zupełnie odpuścił, sam o mały włos nie zginął próbując zdobyć
miecze dla Cana. Czemu teraz...? Muszę udać się do rodu Sagri,*

Yangin pobiegł za Iv, ale nie miał najmniejszych szans wygrać tego wyścigu.
Na jego drodze stanęły dwa szkielety , które wykopały się z pod ziemi.
Jednym ruchem Yangin rozłupał ich czaszki.

*Muszę uciekać, udam się do Cekitów... Może Oni...*

Iv i Yangin nagle stanęli w miejscu. Zobaczyli ducha Wolfghara i usłyszeli te same słowa.

- Moja dusza jest wolna.
  Jako jeden z jedenastu, mistrz czarnego kręgu, dożywotni posiadacz Mieczy Równowagi.
  Władca rodu Wilków i Kolgeanów, napawam Wasze serca nadzieją.
  Gdy widzicie mego ducha to znaczy tylko to, że poległem w wielkiej wojnie.
  Jednak Wy nie poddawajcie się, Walczcie do końca !!
  Nie ugniajcie swych kolan przed wrogiem !!
  Nawet gdy nadzieja spłonie w ostatnim ogniu walki...
  Iv... Yangin...  W Was pokładam swe nadzieje.
  Jeszcze się spotkamy i znów staniemy do walki o równowagę Naszego świata.


Postać Wolfghara uśmiechnęła się i rozpłynęła z blaskiem unoszącym się w kierunku nieba.


*Słyszałam te słowa na prawdę ? Wolfghar nie żyje od ostatniej wojny , która zakończyła się dokładnie 5 lat temu.**Dopiero teraz... Jego dusza... *

niedziela, 22 listopada 2015

"Czarny krąg"

Witam serdecznie.
Długo wyczekiwany rozdział, który budował się we mnie od dawna.

--------------------------------------------------

Rozdział IV 


Obudziłem się , nie wiem dokładnie jaka jest pora dnia. Niepokój panujący w tym miejscu jest nie do opisania.
Pomieszczenie przez noc zmieniło swój kształt, poprzestawiały się regały, drzwi zmieniły miejsce, futryny okien zmieniły kolor.
*To miejsce żyje*

- Iv, Yangin !! Obudźcie się, musimy się ruszać.

- Co jest ?
- Ruszajmy, coś złego się zbliża. To miejsce się przeobraża.
- To już dziś !! Dzisiaj to miejsce zniknie na kilka lat , nie możemy tu zostać.
- To w takim razie musimy szybko się dostać tam gdzie trzeba.
- Nie zdążymy, mamy nie pełny dzień.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szukając jakiegoś znaku gdzie może być ukryte przejście.

- Trzeba najpierw znaleźć przejście w dół, a tam na dole nie będzie na pewno przyjemnie.

Podszedłem do jednego z regałów pełnych książek,

- Wyczuwasz mnie.


Moja ręka zatrzymała się na jednej z książek.

- No zrób to !!
- To co robimy ?
- Przeszliśmy długą drogę by tutaj dotrzeć, na prawdę na samym końcu chcecie zrezygnować ?
- To zbyt ryzykowne.
- Więc zrezygnujcie. Ja idę dalej.

Pociągnąłem za książkę, niedługo po tym usłyszeliśmy trzask.
Jedna ze ścian rozstąpiła się

*Dlaczego Jesteś taki uparty?*


- Nie zostawimy cię !!

Mrok , który powstał przed nami był przerażający i skrywał wielką tajemnicę.

- Chodź do mnie !!

Zwróciłem się bez zastanowienia do wejścia. Ruszyłem nie czekając na Iv i Yangina.
Sam dla Siebie musiałem znaleźć odpowiedź co na mnie tam czeka. I to w dodatku dość długo.

Włożyłem rękę w mrok, poczułem przepływającą przez nią energię.

- No więc kto następny ?
- Co ?!

Odwróciłem się w kierunku Iv i Yangina. Ale ich postacie przysłaniał jej ciemny płaszcz opiewający dymem i cieniem.
Nie mogłem się wyrwać z uścisku mroku, tak jakby coś mnie trzymało po drugiej stronie.
*Nie mogę panikować, muszę co zrobić*

- Iv uciekajcie !!
- Przed czym ?!
- Kolgeanin !!

Odwróciła się w moją stronę. Szyderczo się uśmiechnęła i kopnęła mnie tak że całym ciałem wpadłem w mrok.

- Can !!

Przed obliczem Yangina i Iv pojawiła się postać.
- Macie okazję mnie zobaczyć. Odpuśćcie sobie zanim Was zabiję.
- Przepuść Nas albo siłą przebijemy sobie przejście.
- Iv odpuść !!
- Że co ?
- Składałaś przysięgę.
- Tak jak myślałam, Wilki. Wybaczcie mi, ale muszę dalej poprowadzić Naszego gościa.
- Ale... Nie... Nie pozwolę na to !

Iv wyciągnęła miecz. Yangin szybko podbiegł do Iv, złapał ją z całej siły i próbował wyciągnąć na zewnątrz.

- To jego przeznaczenie !! Nie Nasze !

Postać rozmyła się w mroku, a Yangin wyprowadził wściekłą Iv na zewnątrz.
Drzwi zatrzasnęły się i zapieczętowały jakimś magicznym znakiem.
Wtedy dopiero Yangin puścił Iv.

- Can...

Iv odwróciła się w stronę Yangina i wymierzyła mu potężny cios w twarz.
Nie uchylił się.

- Dlaczego ? Dlaczego Ty to zrobiłeś !!
- Żeby Cię ratować, zabiłaby Nas bez najmniejszego problemu. Nie Jesteśmy w stanie dostrzec Cieni !!
- Yangin, to koniec. Wiesz o tym.
- Tak naglę straciłaś wiarę ? To był Twój pomysł, teraz wszystko od niego zależy.
- A co gdy nie zdąży ?!
- Zdąży !
- Obyś miał rację.

Iv odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę portalu. Gdy Yangin spróbował iść za nią.
Wilczyca wystrzeliła strzałę przed jego nogi, dając tym jasny znak.
Zamieniła się w srebrzystego Wilka i ruszyła w drogę.
Yangin przeszedł przez most, usiadł na ziemi. Ściągnął ekwipunek. Przyjął postać jakby do modlitwy.
*Wybacz, mam nadzieję ,że zrozumiesz jeśli się więcej nie spotkamy*


- Gdzie ja Jestem ?
- W drodze do wyroczni.
- Kim Jesteś ?
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz lepiej podnieś broń.

Z korytarza na wprost mnie dojrzałem odbijające się światło od ścian.
Z oddali widać było dwa szkielety biegnące w moją stronę z pochodniami.
Wyciągnąłem łuk, wypuściłem pierwszą strzałę. Niecelnie.
Ogarnąłem drżenie rąk, Uspokoiłem oddech wycelowałem i wypuściłem drugą strzałę, która przebiła czaszkę jednego ze szkieletów.
Drugi natomiast zbliżył się w tym czasie na bliską odległość. Wyciągnąłem miecz i wymachując jednym cięciem rozciąłem go w pół.
*Zmężniałem czy jak ? Tak łatwo poszło*
Ruszyłem przed siebie na koniec korytarza z którego to przybyły umarlaki.
Ujrzałem wielką spiralę schodów prowadzącą w dół, a na dole co mnie czeka.
Ogromna ciemność przysłaniała jakiekolwiek wyobrażenie, tego co tam może być.
Wypuściłem jasnofioletową strzałę w dół.
*I dalej nic nie widać*
Strzała rozpłynęła się w mroku, a po chwili dopiero słychać było uderzenie jej o twardą podłogę.
Nie czekałem długo, zacząłem zbiegać na dół. Droga była daleka, a wiedziałem ,że rozwiązanie wszystkich zagadek jest właśnie tam.

- Nie poddawaj się tylko.
*Nie zamierzam*

Schodząc piętro po piętrze w mrok czułem jego ciemną energię, która zaczęła pochłaniać mnie.
*Moja energia tutaj już pewnie jest niewyczuwalna*

Kolejne piętro, tutaj nie ma nic. Oprócz schodów, kawałka dłuższego podestu i kolejne schody w dół.
Nie wiem już ile pięter przeszedłem , każde jedno było takie samo.
Wystrzeliłem kolejną strzałę z jasnofioletowym blaskiem.
Trzask był dużo szybciej, a nawet ujrzałem dno tego miejsca.
*Już nie długo*

- Czuję Cię, już Jesteś blisko.

Zszedłem jeszcze dwa piętra w dół i postanowiłem zeskoczyć.
Nie było już tak wysoko, skierowałem swoją energię w stopy i uderzając o ziemie zrobiłem nie wielką dziurę, ale nic mi nie było.
Stanąłem przed wielkimi złotymi drzwiami. Na samą myśl co jest po tamtej stronie całe moje ciało przeszył zimny dreszcz.
Miecze na moich plecach zaczęły drgać.

- To tutaj jest wyrocznia.
- Znowu Ty ?
- Tak. Nie robię tego przeciw Tobie. Tylko dla Nas, Nas wszystkich.
- Taaa.

Ruszyłem w kierunku drzwi.
Oparłem obie ręce na tej olbrzymiej bramie i pchnąłem przed Siebie.
Moim oczom ukazała się komnata w kolorze kobaltu przeplatana złotymi zdobieniami.
Na środku narysowany był krąg dziwnych 11 symboli, a jeden z nich był rozcięty na pół.
Na końcu komnaty stały wielkie kamienne drzwi.

- Wejdź proszę !! Nie każ mi dłużej czekać !!

Usłyszałem krzyk zza wielkich kamiennych drzwi.
Wkroczyłem do komnaty, stanąłem w okręgu.
Nagle oślepłem, Pojawiło się jakieś jasne światło.
Przymknąłem oczy, widziałem tylko sylwetkę Kobiety w bieli.

- Więc Jesteś.
- Kim Jesteś ?
- Jestem wyrocznią, ale nie przepowiem Ci przeznaczenia.
- ...
- Przeszedłeś tą drogę, po to żeby się z nim zmierzyć.

*Z czym ?*

- Zobaczysz, ale zanim tam wejdziesz. Widzisz ten symbol.

Symbol przecięty na pół nagle podświetlił się.

- Ten symbol to Ty, pamiętaj o tym.
Światło zniknęło.
Moje miecze zaczęły drgać mocno, usłyszałem huk walącej się ściany.
Spojrzałem przed siebie i dopiero zrozumiałem, że wielka kamienna ściana schowała się otwierając drogę.
Nagle poczułem wielki fetor wychodzący z tamtej komnaty.

- Czemu się wahasz ?
*Nie waham się*

Ruszyłem pewnym krokiem, wszedłem do tej komnaty.
Zobaczyłem otwarte kamienne pole. I stojącym o głowę większym ode mnie kamiennym posągiem z potężnym mieczem na plecach jak u Yangina.
Na środku rękojeści błyszczał pęknięty na równe pół jasnofioletowy kryształ.

Posąg poruszył się, odwrócił w moją stronę i wyciągnął miecz.
*Jak na posąg to się żwawo rusza*

- Kim Jesteś ?
- Twoją śmiercią, oddaj mi moje miecze !!
- Twoje...
- Tak, Jestem Wolfghar prawowity posiadacz Mieczy Równowagi. Jedyny Bóg tego świata. Oddaj mi je i odejdziesz z życiem.
- Wiesz, wiele razy słyszałem te bajki.

Wyciągnąłem miecze szykując się do walki.
Czułem jak drżą...
*Czy nawet miecze boją się tej istoty?*

- Więc zgiń !!

Nim zdążyłem się ruszyć już był przy moim boku. Zdążyłem się zasłonić mieczami, ale moc uderzenia zwykłej pięści była tak potężna,
że odepchnęła mnie na drugą stronę pomieszczenia.
*Co za siła, to nie żart. Chyba zaczynam żałować, że tak bardzo chciałem tu zejść*

- Nawet szybki Jesteś.
- Buahahahaha ! Szczeniak.

Uderzył pięścią w ziemię. I poczułem potężny ból.
Ściana za mną rozbryzgła kamieniami raniąc moje plecy.
*Jakim cudem ?*

- Lekceważysz mnie
- Chciałeś powiedzieć , że chyba Ty mnie.

Podniosłem się z ziemi, ruszyłem co sił w nogach. Spodziewałem się jego ataku.
Wyciągnął pięść z ziemi i skierował nią w moją stronę, wskoczyłem na nią.
Przebiegłem po jego przedramieniu i wymachnąłem mieczem uderzając w łuk brwiowy nad lewym okiem.
Nic to nie zdziałało. Nawet zarysu rany nie dostrzegłem na jego kamiennej twarzy.
Zaczął wymachiwać ręką by mnie zrzucić. Odskoczyłem na bok.
Ruszył za mną, tym razem łapiąc swój miecz obiema rękami. Biegnąc w moją stronę, zrobił potężny wymach.
Przeskoczyłem nad mieczem robiąc salto i stając na nogach.
Podmuch tego uderzenia zmiótłby wszystko na jego drodze, fala uderzeniowa powietrza była aż tak widoczna.
Dojrzałem ,że kryształ na jego rękojeści zaczął się błyszczeć.
*Czyżby to On dawał mu taką moc*

- Przestań uciekać tylko walcz !

Kolejny atak, tym razem nie zdążyłem się przyjrzeć. Wolfghar stał za mną z mieczem nad głową.
W ostatniej chwili odskoczyłem, spod moich stóp wydobył się jasnofioletowy blask.
Gdyby nie moja energia, nie zdążyłbym. Miecz Wolfghara roztrzaskał podłogę tak mocno ,że powstał sporej wielkości dół.
Skorzystałem z okazji ,że był pochylony chwyciłem za łuk, naładowałem energię i puściłem strzałę w jego kierunku.
Odbił ją ręką z łatwością, ale ujrzałem rozkruszone kilka głazów które odpadły mu z miejsca gdzie zetknął się ze strzałą.

- Czyli da się Ciebie zranić ?
- Ty to raną nazywasz !! Buahaha... Szkoda , że nie dostrzegasz swojej krwi lejącej się z Twoich pleców.
Rozejrzałem się.
*Cholera ma absolutną rację, jeśli czegoś nie zrobię wykrwawię się*
- Boli ?
- Nie !!

Ruszyłem w jego kierunku, zamachnął się wyprowadzając cios z boku.
Wyskoczyłem szybko na bok ,zaparłem się nogami zebrałem moc w mieczach.
Wyparowałem jego cios, przytrzymując jego potężną broń na moich malutkich mieczach.
*Teraz jest dobry moment*
Jego moc była przytłaczająca, ale próbowałem się zbliżyć do rękojeści aby rozbić ten diabelski kamień.
Uległem trochę, licząc na to że jego siła zepchnie mnie w tamtą stronę.
Popuściłem jeden z mieczy, szybko zbliżyłem się do rękojeści, ale nacisk jego miecza był za duży.
Jego miecz zaczął powoli wbijać się w moje ramię. Zebrałem całą moją siłę odepchnąłem go na dosłownie 2 sekundy.
W tym czasie podskoczyłem, zanim jego miecz wróci skierowany w moją pozycję. Dojrzałem kryształ na rękojeści
I uderzyłem. Kamień wyskoczył w gniazda a blask rozświetlił całe pomieszczenie.
Złapałem go drugą ręką. Upadłem na ziemię uderzając o kamienną podłogę.

- Nieee !!

Błysk minął, w komnacie pojawiła się postać wyroczni oraz postać Kolgeana, który śledził mnie do tego momentu.
- Dziękujemy.

Kolejny blask światła wywołany zniknięciem tych 2 postaci, Zniknęły ale w powietrzu wisiała druga połówka jasnofioletowego kryształu.
Nagle w dłoni trzymałem cały jasnofioletowy kryształ.

- To koniec Wolfghar.

Kamienny posąg zaczął się rozsypywać w drobne kamienie.
- Zanim umrę, wprowadzę chaos na tym świecie. Poczujesz moją klątwę.

Wolfghar rozsypał się w końcu w pył.
A ja stałem z jasnofioletowym kamieniem w ręce.
*Czym On Jest?*

- Raczej Kim. Włóż mnie w jedno z gniazd, a się przekonasz.

Podążyłem zgodnie za radą. I umiejscowiłem klejnot w prawym mieczu.
Ujrzałem blask i poczułem napływ mocy. Kamień został przywiązany do gniazda.
Ponownie usłyszałem głos.

- Zbierz pozostałe części Mnie. A stanę się całością Świata. Twojego Świata.




Yangnin wstał czując potężny wstrząs.
- Nie dał rady ? Niee !!
Wieża zniknęła...

Iv stojąca z oddali uroniła łzę , założyła kaptur na głowę i odeszła swoją drogą.

sobota, 21 listopada 2015

"O krok"

Witam serdecznie.
Przepraszam Was bardzo ,za przykrótkie rozdziały
Ale cały swój czas ostatnio poświęcam mojemu życiu :)
Pozdrowienia dla kumatych.

------------------------------------------------------------------

Iv obudziła się dopiero nad ranem, Yangin zresztą też.
Ja siedziałem przy ognisku z wzrokiem wbitym w ognień.
Wiedziałem, że Ona gdzieś tu jest.

- Hej, jak tam ?
- Spokojnie.
- Spałeś coś ?
- Nie... Ruszajmy, szkoda czasu.
- Racja, ale powinieneś odpocząć.
- Dam sobie radę. Przygotowałem posiłek. Smacznego.
*Strasznie oschły się zrobił*

Odszedłem od ogniska i wskoczyłem na moją strażnicę jeszcze z nocy.
Stałem tam rozglądając się po okolicy, nawet dzień wydawał się tutaj straszny.
Mimo tej krainy i obecnej wszędzie śmierci , noc minęła spokojnie.
*Spokojnie, tak jakby ktoś nad nami czuwał*

Iv nie komentując mojego zachowania, wraz z Yanginem usiedli przy kociołku.
Zjedli spokojnie. Wzięli swój ekwipunek. 

- Gotowi ?
- Tak. Ruszajmy.

Wyruszyliśmy w górę, dalej kierując się na wieżę. 
Minęło sporo czasu, ciągła spokojna droga, wydawała Nam wszystkim się dziwna.
Nadzwyczaj zresztą. 
*To kolejna pułapka ?*

Minął prawie dzień drogi.
Doszliśmy do mostu na samym końcu drogi.
Wieżę już było widać jasno i wyraźnie, a raczej jej szczyt.
Ponad ziemię wystawało zaledwie jedno piętro, reszta musiała być w ziemi.
Most znajdował się na ziemi na trawie.
Dziwnie to wyglądało, kiedyś to miejsce musiało wyglądać zupełnie inaczej.

- Skąd ten most ?
- Kiedyś to był teren bardzo górzysty, ale po jednej z kolejnych wojen. Gdy Naharaci zdobyli te ziemię, to wszystko się zmieniło.
- Wojna ?
- Raczej kilka, ale to długa historia.

*Ciekawe jak wygląda współczesna mapa*

- To na cóż czekać, idziemy do wyroczni.

Ruszyłem pierwszy, po moście leżącym na ziemi. Jakoś nie mogłem uwierzyć, że góra wyrosła nad jakąś kiedyś istniejącą przepaścią.
I ta cała ziemia w około wydawała się dla mnie złudzeniem.
Most stał nieruchomo na niej, stanąłem na jego środku i rozejrzałem się po okolicy. Zupełna cisza, spokój.
*Przeraża mnie to, zbyt spokojnie, coś się musi wydarzyć*

Moi towarzysze ruszyli, po chwili całą trójką staliśmy pod wielkimi wrotami do biblioteki magów.
Otworzyliśmy wrota, weszliśmy do środka.
*Kolejny absurdalny widok*
Tak mała wieża , która wydawała się wręcz klaustrofobiczna z zewnątrz.
W środku była wolna przestrzeń wielkości basenu olimpijskiego.
A moc która się tam rozchodziła była ogromna, każdy z Nas czuł tą siłę.

- Chodź do mnie. Czekam tu już tak długo.

Czułem jak coś mnie przyciąga w głąb wieży.

- Musimy zejść na dół, bądźmy ostrożni.
- Tylko jak ?
- Coś tutaj musi być ukryte.
- Zamknij drzwi, odpoczniemy tutaj. Zanim ruszymy dalej.
- ...
- Proszę !
- Dobra, prześpijmy się.
- Jutro będziemy potrzebowali mnóstwo sił.

Rozłożyliśmy się w wszyscy w pobliżu, zabarykadowaliśmy drzwi zamykając je i zasuwając szafką z drewna.

piątek, 20 listopada 2015

"4 z towarzyszy"

Witam serdecznie.
Krótki, zwarty, przejściowy rozdział.

--------------------------------------------------------------------------------------------

*Widziałam to na własne oczy, co się stało ? Ten portal go tak zmienił ? Widział niebezpieczne pułapki, rozmawiał z kimś kogo nie było i przeszyła jego ramię strzała
  A żadnej rany nie było , co tu się dzieje...*

- Yangin ? Jak się trzymasz.
- Dobrze młody, musimy ruszać. Pozbieram tylko ekwipunek swój.
- Gdzie ruszać, odpocznij chwilę.
- Nie mamy czasu zaraz mogą wrócić.

Ruszyliśmy w kierunku wskazanym przez postać. Okazało się , że ściana była iluzją, a za nią znajdował się potężny krąg bijący jasnym światłem.
*Czy to prawdziwy portal*

- Musimy przejść by się przekonać gdzie prowadzi.

Z chwilą zawahania w końcu ruszyliśmy całą trójką przez krąg.
I znaleźliśmy się na powierzchni.
Mimo ,że już nie znajdowaliśmy się w jakimś ciemnym miejscu , powierzchnia nie wyglądała dużo lepiej.
Ciemne niebo, wszędzie ślad który został po przejściu śmierci.
Wszech obecna śmierć dawała o sobie znać w każdym calu tej splugawionej ziemi.
Przed Naszymi oczyma ukazała się wielka góra, na jej szczycie widać było tylko kawałek wysokiej wąskiej budowli.
A droga jak na złość, w kształcie spirali prowadziła na sam szczyt.

Spojrzałem w górę.

- Miną wieki zanim tam dojdziemy.
- Damy radę, opadłeś z sił ?
- Nie, tylko...
- Tam byłeś bohaterem bez zawahania mogącym poświęcić swoje życie, dwukrotnie mnie ratując, a tutaj ?
- Tutaj to Ty mnie ratujesz póki co i chyba będzie lepiej jak tak zostanie.
- Can...

Ruszyłem przed siebie, zostawiając Yangina i Iv za sobą.
Nie do końca zrozumiałem dlaczego to zrobiłem, ale to było coś we mnie.
Tamten świat, ta pułapka mroku, nie była mi tak całkiem obca jakby się zdawało.
I czyżbym w jakiś sposób tęsknił za nią.

Iv i Yangin ruszyli za mną, kawałek w oddali dyskutując ze sobą na jakiś temat.
*Pewien Jestem , że mówią o mnie*

Okolica wydawała się spokojna, ale podświadomie czekałem tylko okazji kiedy wyciągnę swój miecz.
Wiedziałem ,że Jestem słaby. Wiedziałem, że muszę ćwiczyć, tylko tutaj nie ma czasu na zatrzymanie się.

- Can !

Zatrzymałem się na moment, czekając kiedy towarzysze do mnie dojdą.

- Jak się czujesz ?
- Jest dobrze...

Ruszyliśmy razem przed siebie.

- Chcemy rozbić obóz z Iv. Ciężko mi się do tego przyznać, ale ledwo co chodzę.
- Oberwało Ci się mocno ?
- Bywa i tak
- Tylko gdzie ?
- Pójdę na zwiad, zostań z Yanginem.

Iv nie czekając na odpowiedź, zamieniła się w pięknego wilka, którego już miałem okazję ujrzeć
Ruszyła przed siebie. Zbaczając z głównej drogi.

Złapałem Yangina pod ramię. Czułem jak słabnie jego energia
- Nie potrzeba.
- Czuję, że słabniesz 
- Jak ? Jak tak szybko mogłeś się tego nauczyć.
- Nie wiem, czuję dużo więcej niż na początku. Myślę, że zaczynam tu pasować.

Ułożyłem Yangina pod skałą. Odsunąłem się kilka kroków, rozejrzałem się.
Znalazłem kilka patyków, trochę suchych liści.
Wyciągnąłem miecz, podłożyłem kamień pod tą stertę i uderzając mieczem w kamień wywołałem iskrę, która rozpaliła ogień.
*Genialnie* 

Pamiętam jak Yangin opiekował się mną gdy uciekaliśmy z lasu. Teraz moja kolej.
*I starałem sobie przypomnieć wszystkie sytuacje, które mnie spotkały, najbardziej zapadła mi w pamięci kiedy spotkałem Iv na śnieżnej drodze*

O wilku mowa.
*Dosłownie o wilku*
Iv zjawiła się pod postacią wilka
- Już wróciłam. Niestety nie znalazłam nic sensownego. Będziemy musieli sobie tutaj jakoś poradzić.
- Damy sobie radę.

Iv spojrzała na Yangina opartego o kamień, który smacznie już drzemał.
Usiadła przy ognisku , kiwnęła ręką.
Podszedłem i usiadłem przy niej.

- Can , dziękuję za to co tam zrobiłeś.
- Przestań, Jesteśmy towarzyszami tak ?
- No tak...
- Więc nie ma o czym mówić.
- A ta strzała ?
- Nie trafiła mnie.
*Czemu tak się jej przyczepiła*

- Musimy...

Przerwałem jej ,wskazując ręką miejsce przy Yanginie.
- Zajmę wartę pierwszy, Ty odpocznij.
- Ale na pewno...
- Nie Jestem zmęczony, śpij dobrze.

Odszedłem od ogniska, dojrzałem nieduże ale dobrze ustawione drzewo.
Używając mojej duchowej mocy, rozpędziłem się i wbiegłem na nie, łapiąc się na sporej wysokości, rozgałęzienia.
Tam też zrobiłem sobie lokum na straż, drzewo było dość uschnięte przez co widok był otwarty w każdą stronę.

Wieczór był spokojny, niczego niebezpiecznego nie dostrzegłem.
Noc zresztą też szybko minęła, zupełnie nie zapadła by mi w pamięć gdyby nie Ona.
Pojawiła się w oddali, ujrzałem znajomy dym i cień.
Widziałem ,że mnie dostrzegła i sama też wiedziała, że ja widzę ją.
*Śledzi mnie, tylko po co?*

czwartek, 19 listopada 2015

"Nie znamy Siebie"

Witam serdecznie.
Moi drodzy,
Na prawdę się nie znamy. Ale podziwiam Was, że wytrzymaliście.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

- Iv, obudź się... Proszę Cię

Iv otworzyła oczy, Od razu odskoczyła na równe nogi.
- Co się stało ?
- Nie pamiętasz ?
- Nie, już przypominam sobie. Jak Ty to zrobiłeś ?
- Co ?

- Iv !! Can !!
- Nie ważne, musimy uratować Yangina !!

Iv chwyciła mnie za rękę i stanęliśmy w bezruchu, spoglądając do o koła , którą drogę wybrać.
Wszędzie było ciemno, tylko w prześwitach światła , które wybiegało pijanym promieniem w różne strony z latarni stojącej na wzgórzu.
Było widać 3 drogi prowadzące na szczyt, każda z nich niewątpliwie to była pułapka.

- Więc w którą stronę do Yangina ?
- Nie wiem !! Na prawdę nie wiem !!


Musiałem szybko coś wymyślić, nie widziałem Iv jeszcze takiej...
Zagubionej i bezsilnej. Znów ja orientowałem się tu jakbym był w domu.

- Wszędzie jest ciemno , głuche echo nie pozwala wybrać najbliższej drogi do jego głosu.

Ujrzałem Ją i dym , przechodzący przez ścianę. U podnóża tego wzgórza, koło jednej z dróg.
*Nie wszystko czego nie widać nie istnieje*

Dokładnie, złapałem za łuk naładowałem się mocą i wystrzeliłem strzałę w kierunku owej ściany.
Wraz z Ivrel byliśmy totalnie zdziwieni, strzała przeleciała przez ścianę jakby przez wodospad wątpliwości.

- Tam jest przejście !!
- Ruszajmy więc, tylko... Ostrożnie mam złe przeczucia.
*Co się z nim stało tutaj ?*

Podbiegliśmy do tej ściany, okazała się fikcyjna. Za nią było przejście do ciemnej jaskini, na której końcu błyszczał jasny płomień.

-To na pewno Yangin !!
Iv ruszyła przed siebie, zdążyłem w ostatniej chwili złapać ją za dłoń i przyciągnąć mocno do Siebie
Ujrzałem jej piękny niebiesko-srebny włos spadający z głowy, ale po za tym nie było jej nic.
*Całe szczęście*
W prześwitach dymu i ciemności widziałem wirujące ostrza przechadzające się wzdłuż i wracające na początek swojej podróży.
Na samym końcu tego tunelu nie wątpliwie stał przykuty łańcuchem Yangin.

- Iv , bądź ostrożna.
- Przecież tu nic nie ma. 
- Nie widzisz tych ostrzy ?

W tym momencie podniosłem kamień z ziemi i rzuciłem w środek korytarza prosto w jedno z ostrzy.
- Jakich ostrzy ?! Co Ty pieprzysz...
Ujrzeliśmy błysk i kamień rozpoławiający się na pół. Podwójny odgłos jego upadku był potwierdzeniem tego co mówię.

- Iv, zaufaj mi. Poczekaj tu na mnie
- Nie, nie możesz !!

Spojrzałem jej głęboko w oczy, odwróciłem i ruszyłem przed Siebie,
*Czemu on, Jest taki... Taki spokojny*

*Dobra, czas się wykazać*

Muszę się skupić, zrobiłem pierwszy krok.
I usłyszałem trzask. Z sufitu wychyliła się mała rureczka, z której wyleciała z dużą prędkością strzała.
Odskoczyłem krok w tył, nie trafiła we mnie.
Wiedziałem że nie byłem na tyle blisko ostrzy , żeby mogły mi coś zrobić, ale od razu się domyśliłem.
*Jeśli jest więcej takich pułapek, to przejście jest śmiercionośne. Muszę uważać*

- Yangin trzymaj się tam !!

Wyciągnąłem jeden miecz i ruszyłem biegiem przed siebie. 
Od Yangina dzieliło mnie zaledwie 50 metrów, to nie dużo.
Biegnąc słyszałem ciągłe trzaski, które wywoływały kolejne wylatujące strzały.
Jedna z nich leciała wprost na mnie i gdy już miałem się zasłonić, ujrzałem w ostatniej chwili ostrze wyłaniające się z cienia i dymu.
Przeskoczyłem nad nim wyciągając się jak najprościej umiem. Przeleciałem nad tym dzikim ostrzem robiąc salto i wylądowałem na nogach wprost na kostce, która uruchomiła kolejną pułapkę.
Z obu stron wyciągnęły się ze ściany kolejne ostrza na wysokości mojego torsu i ruszyły równocześnie w moją stronę.
Przekulałem się pod nimi, naciskając przy tym kilka kolejnych kostek. 
Rozbiłem mieczem nadlatujące strzały i zobaczyłem Ją stojącą na samym końcu korytarza.

Ruszyłem biegiem przed siebie, poruszanie się w tym korytarzu naprawdę sprawiało problem.
Każdy krok to pułapka, uciekanie przed ostrzami, kucanie, podskoki.
I ostatnia prosta, bieg...

- Czego chcesz ?

Wyciągnęła miecz i wykierowała go w moją stronę.

- Yangin już idę po Ciebie !!

Wyciągnąłem swój drugi miecz i omijając ostatnie ostrze. Wbiegłem prosto w Nią.
Zniknęła, rozproszyła się w dymie, chwilę przed tym usłyszałem trzask.

- Can uważaj !!

Ta strzała...
Przeleciała przez moje ramię. Nie zadając ,żadnej rany...
*Jak to możliwe? Teraz to mało ważne*

Rozejrzałem się, znalazłem dźwignię która zatrzymała wszystkie pułapki i zacząłem ściągać Yangina z dybów na ścianie.
Iv zjawiła się z szybkością strzały i od razu ruszyła do akcji ratunkowej.
Z Yanginem było wszystko w porządku.

- Brawo, Kolejny raz mnie zadziwiłeś.
- Czego chcesz w końcu !
- Upewniłam się tylko...

Wskazała lewą ręką gdzie jest kolejna fikcyjna ściana. Skinęła głową i zniknęła w dymie i cieniu.

*Czy za tą ścianą jest portal ?*

Iv podbiegła do mnie upewniając się, że z Yanginem nic złego się nie dzieje.
-Dzięki Can

Oglądała mnie z każdej strony.
- Gdzie Twoja rana ?
- Jaka rana ?
- Przecież, ta strzała ?
- Nic mi nie jest.

*Jak to możliwe, nie miał szansy uniknąć tej strzały, co tu się dzieje ?*

środa, 18 listopada 2015

"Ciemność mój brat"

Witam Was
Siebie i innych...

------------------------------------------------------------------------------------

*Niemożliwe*

Biegnę już jakiś czas i w ogóle nie zbliżam się do głosu Iv, a wciąż widzę ten sam płomień płonącej świecy.
To pewnie jakaś pułapka. Zakres mojej wiedzy i widzenia jest bardzo ograniczony.
*Muszę szybko znaleźć rozwiązanie*

Rozejrzałem się ponownie po już znajomym miejscu, spojrzałem na jedną z kolumn.
W dość kiepskim stanie, ułamaną kilkukrotnie na kilku wysokościach , która przez to wyglądała jak schody.
*Może spróbuję się wspiąć, będę miał większy widok*

- Can !! Yangin !!

Robi się to co raz bardziej tragicznie.
Jeżeli nie znajdę sposobu, to nie wiadomo co się stanie, ale pewne jest ,że w takim miejscu darcie się nie jest dobrym pomysłem.

- Ciągle myślisz ? Czy może, już ruszyłeś na ratunek ?
- Znowu Ty ?
- Skąd wiesz ,że to znowu ja ?
- Po prostu wiem, czego chcesz ?
- Hmm... Intrygujesz mnie, jeszcze żyjesz.

Podszedłem do świecy i po przeciwnej stronie dojrzałem twarz schowaną w cieniu.
Stanąłem pewnie spoglądając w głąb wystającej twarzy.
Była młoda, jej twarz była bardzo piękna. W tym świetle jej szare oczy mocno kontrastowały z kosmykami ciemnych długich włosów na jej twarzy.
Resztę opiewał cień i dym.

- Kim Jesteś, albo czym ?
- Ty mnie widzisz ?
- A co w tym dziwnego ? Na Twojej twarzy odbija się światło świecy.
- Nieprawdopodobne, pomogę Ci odnaleźć drogę. Jestem Kolgeanką, strażnikiem portalu.
- Czym ?
- Jestem Cieniem. Musisz nosić ciemność w duszy, żeby móc mnie dojrzeć.
- Nie istotne, jak mam dostać się do Iv.
- Nie wszystko co jest nie widzialne nie istnieje.

Przeszył mnie zimny dreszcz, gdy znikając z przed mojej twrzy położyła rękę na moim ramieniu stojąc za moimi plecami.
*Cień, nie dostrzegłem nawet kiedy się przemieściła*

- Yangin !! Can !!

Zerwał się wiatr wiejący od strony gdzie przed chwilą stała Ona. Wyginająć płomień tak jakby miał coś wskazywać.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałem , ale podniosłem świecę i ruszyłem w przeciwnym kierunku na podest.
Wyciągnąłem przed siebie świecę i ujrzałem małe wystające kostki w ciemnościach pustej przepaści.
*Czyżby niewidzialne przejście*

Postanowiłem zaryzykować, wskoczyłem na jedną z takich kostek. Pojawiły się następne.
Skacząc z kostki na kostkę z trudem utrzymując równowagę oraz świecę przed sobą.
Ruszyłem w nieznaną mi stronę, byłem gotowy.
Moi towarzysze są tam sami.
W końcu po chwili przeskakując w ciemnościach rozświetlanych tylko przez świecę ,zobaczyłem kilka ostatnich oddalonych od siebie pojedyńczych kostek i krawędź innego podestu.
W tym momencie usłyszałem świst i ledwo co zdążyłem się odchylić, gdy przelatująca strzała przeszyła świecę na pół.
Oślepłem, wszystko stało się totalną ciemnością.
Ciągle słyszałem głos Iv, ale wydawał się być bliżej.
*Co teraz, nie widzę przejścia*

- Iv !!
- Can !!

*Usłyszała mnie*

- Gdzie Jesteś ?
- Nie wiem , nic tutaj nie widzę. Pośpiesz się dłużej tego nie utrzymam.

*Czego ?* 
Musiałem coś zrobić, więc zamknąłem oczy. Spróbowałem sobie wyobrazić to co przed chwilą widziałem.
Wyskoczyłem pewnie przed siebie, trafiłem na kostkę i od razu odbiłem się w przód by doskoczyć do krawędzi.
Udało mi się wybrać dobry kierunek lecz zawisłem na niej, musiałem się podciągnąć, ale miałem w sobie energię.
Iv miała kłopoty, musiałem jej pomóc.
Wskoczyłem na podest i ruszyłem przed Siebie.

- Iv !!
- Tutaj !!

Próbowałem po jej głosie trafić do miejsca gdzie jest.
Musiałem sobie rozświetlić drogę, wyciągnąłem łuk.
Skupiłem się na mojej energi, udało mi się podświetlić mą strzałę, nagle pomieszczenie wypełnił jasnofioletowy blask.
Zobaczyłem Iv, powstrzymującą wielki kamień na ostrzu swojego miecza nad sobą.
Strzeliłem w kierunku kamienia i ruszyłem w jej stronę całym pędem.
Używając mojej mocy , włożyłem jej resztki w stopy znacząco przyśpieszająć mój bieg. 
Strzała leciała równolegle, przez co widziałem co jest pod moimi nogami.
Mogłem omijać pułapki, kolce, dziury , gdy dobiegłem na 3 kroki do Iv. Wyskoczyłem do przodu, złapałem ją w objęcia i..
*Co się stało ?*
Usłyszałem wielki huk za swoimi plecami, Doskonale wiedziałem , że nie jestem na tyle szybki by wyciągnąc ją z pod tego wielkiego głazu nie obrywając przynajmniej podmuchem.
A znajdowaliśmy się spory kawałek za nim. Nie czując nawet najmniejszego powiewu powietrza.

Nagle słychać było odgłos klaszczących rąk.
- Brawo.
- Czego chcesz od Nas ?
- Nie od Was, od Ciebie.

Nagle poczułem jej dotyk na mojej twarzy. W objęciach wciąż miałem Iv, nie odzywała się, chyba zemdlała.

- Czuję to, masz bardzo ciemną moc w sobie.
- Co to znaczy ?
- Przekonamy się.

Znów poczułem jak rozcina się powoli skóra na moim policzku.
*Co to za wariatka ?*

- Iv !! Can !!
- Yangin !! Jesteśmy tutaj !! 

Mam wielki mętlik w głowie.
*Gdzie My Jesteśmy, co to za Cień ? Gdzie jest Yangin?

wtorek, 17 listopada 2015

"Pustka pełna niespodzianek*

Witam serdecznie.
Z natchnieniem i weną.
Brakuje mi wiaderek Twojej weny Rocco.
Pozdrawiam wszystkich i miłego czytania...

------------------------------------------------------------------------------------

Podeszliśmy bardzo blisko do jasnego okręgu światła. Bardzo mocno było czuć energię, która z niego wypływała.

- Gotowi ?
- Pewnie, co ma się stać to się stanie.
- Uważajcie po drugiej stronie.

Przeszliśmy przez portal.
*Mam wrażenie, że zaraz zwymiotuję*
Ciekawe jak to działa ale znalazłem się w innym miejscu.
Mrocznym, ciemnym. Wyglądało jak ruiny jakiegoś prastarego zamczyska, z którego niewątpliwie została tylko podłoga i kilka ścian.
*Gdzie jest Iv i Yangin?*
No cóż, pewnie nie jest idealny w końcu to tylko wielkie okrągłe drzwi z błyszczącym światłem.
*Nie mogę się bać*
Ruszyłem przed Siebie w jedyną otwartą ścieżkę.
Dla pewności zrzuciłem swoje miecze niżej by móc je wykorzystać.
Nagle stanąłem w miejscu. 
*Co ja robię?*
Zrozumiałem dopiero ,że działam zbyt pochopnie.
*Rozejrzyj się po tym miejscu*

Wszędzie mrok, spoglądałem w niebo i nie dostrzegłem nic oprócz ciemnej masy stęchłego powietrza unoszącego się w górę.
Rozglądając się po okolicy widziałem wolnostojące , w zasadzie ledwo co stojące mury ruiny w której się znajduję.
Kiedyś to musiałbyś potężny budynek, stało tutaj wiele kolumn.
Stałem tak jakby na kamiennym podeście, po za kamieniami pode mną nie było nic więcej w około.
Tylko ciemny dół i przepaść dokładnie taka sama jak w jaskini ze strumieniem. Pusta czerń.
Przede mną zaś po kamiennej drodze wśród kolumn w oddali stała zapalona świeca.
*Ktoś czeka na mnie ? Bo nie wierzę, że to wieczny płomień*

Usłyszałem osuwający się kamień z jednej kolumn.
* Mam złe przeczucia*
Nie ma tu żadnego wiatru , więc sam nie spadł.
Spoglądałem kątem oka po wszystkich miejscach gdzie ktoś lub coś mogło się ukryć.
Ale nie widziałem nic.

- Błazen z Ciebie.
Usłyszałem za swoimi plecami, odwróciłem się na pięcie wyciągając miecze.
*Nikt nie mógł mnie minąć, stoję na podeście.*

- Co się stało chłopcze ?

Echo jej głosu odbiło się po mrocznej dolinie.

- Przestań mnie wodzić za nos i się pokaż.
- Nie zamierzam ,ale Tobie... Hmm.. Radziłabym uważać.

Poczułem cięcie na moim policzku.
Zamachnąłem się mieczami w około, niestety nie natrafiły na jakikolwiek opór jakby nie było tu nic prócz powietrza.

- Świeża krew, taki nie czuły.
- Myślisz, że nie mogę Cię wyczuć. 
- Absolutnie nie... Jeszcze się spotkamy , teraz zmykam. Uważaj na Siebie, szkoda by było umierać w takim miejscu.

Na drugim policzku poczułem delikatne muśnięcie warg.

Nagle od strony płomienia. Rozległ się hałas, stukot wręcz. Kilkudziesięciu stópek, zupełnie tak jakby biegały dzieci.
I z oddali zobaczyłem małe pająki poruszające się na chudych nóżkach z wielkimi kłami.
Było ich kilka, doliczyłem się sześciu.
*Trzeba będzie się bronić*
Wyciągnąłem łuk wymierzyłem i strzeliłem. Pierwsza strzała trafiła w cel, co prawda tak jak już mówiłem kiedyś
przy odrobinie szczęścia nawet jak się spudłuje to i tak się w coś trafi.
Mierzyłem w jednego z przodu kolumny biegnącej do mnie, a trafiłem innego trochę bardziej oddalonego.
*Nie wierzę, znając moje życie to pewnie jadowite*

Rozpierzchły się trochę, ale w miarę skupienia trafiałem celnie.
Odległość ponad 50 metrów dała mi wiele czasu na zestrzelenie czterech.
Dwa podbiegając już na odległość o niecałe kilka metrów. Rozpierzchły się na boki , uciekając za pobliskie kolumny.
Szybko zawiesiłem łuk na ramieniu i wyciągnąłem miecze.
*Wiedziałem, przeanalizowałem to wcześniej.*
Spodziewałem się i tak też się stało dwa pająki wspięły się po kolumnach i próbując zaatakować mnie z góry zeskoczyły wprost na mnie.
Nieznana postać w jakiś sposób przyczyniła się do tego ,że ujrzałem ten scenariusz.
Przekulałem się kawałek od pająków i zamachnąwszy się mieczami tak jakbym chciał skosić niską trawę rozpłatałem je na pół.
Pajączki wielkości dobrego arbuza.
*Nieźle*

W oddali usłyszałem głos.
- Yangin !! Can !!

*To chyba Iv*
- Gdzie Wy do kur... Can !! Yangin !!.

Ruszyłem w tamtym kierunku, jednak w pewnej chwili poczułem dziwną moc i ogarnęło mnie uczucie jakby ktoś na mnie patrzył.
Szybko odwróciłem się za siebie.
Dojrzałem kontur postaci, który zaczął pokrywać się dziwnym dymem i zniknął.
*Co to było?*

- Yangin !! Can !!
- Już biegnę Iv !!

Rozległo się echo mojego głosu i ruszyłem w drogę by spotkać znów Iv.

poniedziałek, 16 listopada 2015

"Kości zostały rzucone"

Witam serdecznie.
Chciałbym życzyć powodzenia w czytaniu.
Pozdrawiam

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Iv ruszyła pierwsza nie marnując czasu, którego i tak nie mieliśmy za dużo.
*Tylko dlaczego, co się tak bardzo zmieniło ?*

Yangin wskoczył zaraz za nią, powoli zmierzali ku górze. Opierając się na małych kamieniach.
Zastanawiam się jakim cudem w ogóle udaje im się wspinać w górę.
Przecież cały ekwipunek, broń, strzały, lekarstwa. To waży, a oni skaczą sobie z kamyczka na kamień jak żaba w wodzie.
*Z tego co pamiętam to wilki nie wspinają się jak kozy po pionowych ścianach*

Iv z Yanginem byli już prawie 5 metrów nad ziemią.

- No chodź !! Na co czekasz.
- Niby jak mam to zrobić ? Moja fizyczna siła jest słaba, nie mam siły w rękach , aby się wspinać.
- Czego się uczyłeś przez te kilka dni ?

*No tak, jaki głupi jestem*

Ruszyłem , podszedłem pod ścianę zaparłem się na pierwszym wystającym kamieniu nad moją głową. Spróbowałem podciągnąć się tylko siłą moich ramion, ale nie mogłem.
Moje miecze mimo, że nie należały do najcięższych wraz z łukiem i kołczanem strzał na moich plecach. Sprawiały wrażenie bardzo ciążących mi w tej przeprawie.
*No nic muszę się skupić*
Wytężyłem swój umysł aby zebrać myśli. Starałem się naładować energią.
Przelać ją w me dłonie i stopy , aby móc się wspinać z łatwością.
Prawie mi się to udało, moje ciało rozbłysnęło nagłym jasnofioletowym blaskiem.
Ruszyłem w górę, pokonałem kilka kamieni i znalazłem się na wysokości ponad 2 metrów.

- Brawo Can, oby tak dalej !!

Yangin wraz z Wilczycą wisieli już na szczycie i czekali na mnie.
Kompletnie ich nie słyszałem.

- Co ?!

Rozproszyłem swoją uwagę i nie kontrolowanym napływem siły urwałem jeden z kamieni. Spadając na plecy z wysokości.
- Nic mi nie Jest !!

Iv z Yanginem zaczęli dyskutować spokojnie nie zwracając uwagi na moje kolejne próby wspięcia się do góry.
*No co do... Muszę się uspokoić, Wdech i wydech*

Spróbowałem chyba po raz piąty, spokojnie oddychając.
Ruszyłem do góry, ostrożnie łapiąc kamienie zacząłem w końcu ruszać do góry.
Moje myśli kołatały się, czym wyżej byłem tym bardziej czułem ekscytacje , która rozbijała moje skupienie.
*Muszę, coś zrobić... Czuje, że pod moją ręką kruszeje kamień.
Przy takiej wysokości mogłoby się to trochę źle skończyć.*

W moim posiadaniu są miecze, jakiegoś wielkiego mistrza.
Nikt nie może ich nosić, a ja je mam. Mam w sobie wystarczającą siłę , żeby pokonać tą ścianę.
*Już bierz się do roboty*

Skupiłem się na tym ,że muszę dojść do moich towarzyszy. Najpierw lewa ręka, prawa noga następnie prawa ręka i lewa noga.
Metr po metrze coraz wyżej, aż doszedłem w końcu do szczytu.
Wisieliśmy całą trójką na szczycie.
*Czemu nie wychodzimy całkiem*

- Nareszcie !
- Iv, proszę Cię. To nie takie łatwe.
- Może ale mam nadzieję, że lepiej Ci pójdzie w walce.
- Jakiej walce ?
- Gdy wejdziemy do góry. Może być różnie, za niedługo dojdziemy do portalu.
- Portal ? Hmm... więc pewnie ma ochronę.
- Dokładnie, od tej pory miej się na baczności. Ta skała to granica z ziemią Naharatów
- Nieumarli.

Iv wyskoczyła na górę skały potem Yangin, a na koniec ja.
To co zobaczyłem zamurowało mnie, chyba po raz kolejny w tym świecie.
Nie spodziewałem się takiej różnicy między terytorium.
Ziemia była spłowiała, martwa. ciemna i bez życia, żadnej roślinności.
Nie było nawet ździebełka trawy, a pobliski las to koszmarny zagajnik ledwo co stojących wyschniętych drzew.
Z oddali było widać ciemne niebo, jakby słońce w tej krainie nigdy nie istniało.
Na przeciwko mnie ujrzałem rzężący się jasnym światłem okrąg. Światło było mocne mimo tego ,że ów okrąg czyli portal stał w oddali.

- Dokąd prowadzi ?
- Do podstawy góry, na której szczycie jest wieża.

Poczułem nagłą potrzebę oddalenia się od tego miejsca.
- Nie traćmy czasu.
*Cóż za zmiana*

Nie ukrywam ten widok wstrząsnął mną, śmierć wszech ogarniała to miejsce.
Nawet czułem woń ,zmarłych ciał.

Ruszyliśmy drogą w kierunku portalu.
Iv przygotowała swój łuk, była gotowa w każdej chwili do strzału.
Yangin pod ręką trzymał swój miecz, więc i ja złapałem.
*Chodzić z podniesionymi rękami, może i świr ze mnie ale nie aż tak*
Odpiąłem wcześniej przygotowaną zaczepkę przy pochwach na miecze i zsunęły się one na wysokość moich bioder. Z takiej perspektywy mogłem je wyciągnąć bez żadnego problemu nie z góry , tylko z boków mojego ciała. Mogło to mieć wielkie znaczenie w niektórych sytuacjach.

Nagle poczułem powiew z naprzeciwka.
Odruchowo wyciągnąłem miecze przed siebie trzymając ręce na krzyż.
Efekt litery "x" w którą się ułożyły miecze ochronił mnie przed lecącą strzałą.

- Nieźle Can

*Zaczęło się*

Yangin śmiało już dobył swojej broni.
- Bądźcie gotowi to pewnie szkielety.

Iv wypuściła kilka strzał w kierunku z której przybyła ta wcześniejsza.
Nagle przed naszymi oczami ukazał się mały oddział kościotrupów.
Składał się z ośmiu kościstych postaci, dwóch łuczników na tyłach oddziału.
Czterech szkielecików z dużymi drewnianymi tarczami z przykrótkim mieczem, oraz dwóch wyposażonych w wielki półtora ręczny miecz.
Iv schowała łuk na plecy i wyciągnęła swój miecz.

*Więc tak wyglądają dokładnie żywe szkielety. Nieciekawy widok, kości bez ludzkiej tkanki*

- Szkoda czasu, przeróbmy je na kości dla psów.

Yangin wysunął się bardziej na lewo, Iv zaś w przeciwnym kierunku.
Ja sam z wyciągniętymi dwoma mieczami w pozycji bojowej zostałem na środku czekając na to co się wydarzy.
Szkielety rozproszyły się, po jednym z każdego rodzaju broni na Iv i Yangina.
Dla mnie zostały dwa kościste ścierwa z tarczami.
Nie miałem wyboru, ruszyłem szybko do walki.
Podbiegłem do nich, jeden ustawił się po lewej, drugi zaś po prawej.
*Mam dwa miecze, nie powinno to stanowić problemu*
Skupiłem się na walce, a mimo to kątem oka obserwowałem poczynania Iv i Yangina.
Szkielet z lewej strony rozpoczął natarcie, próbując przewrócić mnie swą tarczą, zaprałem się nogą.
Zasłoniłem się skrzyżowanymi mieczami by utrzymać go w ryzach, poczułem zamach drugiego szkieletu.
Odskoczyłem w lewo w ostatnim momencie przed uderzeniem miecza.
*Widzę, że chłopaki nie żartują*
Szkielety ruszyły w moją stronę wymachując mieczami w różnych kierunkach.
Ja cofałem się w defensywie do tyłu. Wyparowując na przemian każdy cios.
Raz jednym mieczem a raz drugim.
Iv radziła sobie dobrze unikając strzał i ataków pozostałych szkieletów.
Yangin też dobrze walczył, spychał właśnie szkielety do defensywy.
*Tylko ja się tak męczę ?*
Przed kolejnym atakiem z góry zasłoniłem się lewym mieczem, 
*Czas zacząć atakować*
Prawym zaś próbując pchnąć mym ostrzem szkieletu, trafiłem mu między żebra.
Uświadomiłem sobie w tym momencie, że pchnięcia nie zdadzą egzaminu. Tylko szerokie zamachy.
Wyciągnąłem szybko ostrze z żeber martwego biedaka i zobaczyłem miecz drugiego szkieletu, który podążał w kierunku mojej szyi.
Kucnąłem w ostatniej chwili, miecz znów uderzył w tarczę swojego kościanego towarzysza.
Odskoczyłem do tyłu. 
*Już wiem*
Odparowałem kilka nieszkodliwych ciosów z rąk szkieletów i wyczekałem momentu kiedy jeden z nich zamachnął się wyprowadzając cios z nad głowy.
W tym momencie odskoczyłem na bok i wymierzyłem cios lewą ręką, biorąc zamach z prawej strony mojego ciała do lewej.
Szkielet nie spodziewał się tego i został rozłupany na pół w okolicach miednicy.
Drugi zaś nie przestraszony moim wyczynem , przebiegając po podwójnych zwłokach swojego towarzysza ruszył znów z tarczą na mnie.
Zatrzymałem go zapierając się ponownie, zebrałem trochę swojej duchowej siły i wymierzyłem kopniaka w sam środek tarczy. Odepchnąłem tym szkieletu
Kościotrup oprał się na ziemi na tarczy. Podbiegłem do niego, wyskoczyłam wysoko i zbierając moją moc duchową w mieczach uderzyłem go z powietrza.
Ostrza rozłupały wszystkie kości od czaszki poprzez obojczyk ,żebra a skończywszy na miednicy.
Będąc już na ziemi, przykucnąłem na kolanie czując zmęczenie.

Nagle ujrzałem postać Iv biegnącą w moją stronę, strzała leciała równolegle do niej wcelowana we mnie.
Nie miałem siły się podnieść.
*Nie zdążę , niech to*
Nagle tarcza przeleciała przed moją twarzą i odbiła lecącą strzałę.
Iv zatrzymała się w sekundzie odwróciła i wycelowała idealny strzał prosto w czaszkę przeciwnika.

- Nie ma za co młody ! Nie nadużywaj mocy od razu.
- Nieźle nam poszło.

Podniosłem się z ziemi.
- Czekaliście na mnie prawda ?
- ...
- No trochę.
- Tak myślałem.
- Nie miej nam za złe, to Twoja pierwsza walka.
- Dałeś sobie radę i zauważyłeś , że dalibyśmy radę szybciej ich pokonać. Coś z Ciebie będzie.
- Ruszajmy w portal, szkoda czasu. Dasz radę iść.
- Pewnie. Idziemy.

Schowaliśmy cały nasz ekwipunek i ruszyliśmy w kierunku portalu.
*Dałem radę...*