czwartek, 24 grudnia 2015

"Realna wizja"

-------------------------------------------------------------------
Zbliżał się powoli wieczór, karawana w które podróżował Can zbliżała się do celu. Już w oddali widać było światła miasta Zakonem. Czuł wielki niepokój zbliżając się do tego miejsca, miał przeczucie , że zaraz się coś wydarzy.

- Can, my podjechać pod miasto, ale musieć poczekać godzinę, by być niewidocznym
- Dobrze, rozbijmy więc obóz

Po dosłownie pięciu minutach wszystko było gotowe, w jednym z kamiennych namiotów było usytuowane miejsce dla Cana. Długo nie czekając wszedł do środka i zaczerpnął świeżego snu.


***
- Mam dla Ciebie wiadomość Can. Wiem, że Jesteś gdzieś w pobliżu.

W głowie Cana pojawiła się wizja:
Pomieszczenie potężne tak jakby stary nad portowy magazyn , pełen tysięcy skrzynek.
W środku znajoma twarz, to Yangin klęczący na podeście, a za nim osiłek trzymający ostrze miecza na gardle swego zakładnika.
Na samym przodzie mężczyzna z złotej zbroi.
- Witaj Can, nie znamy się jeszcze osobiście ale to raczej tylko kwestia czasu. Widzisz masz w posiadaniu coś co jest dla mnie bardzo ważne. Niewątpliwie jako wojownik wiem ,że nie będziesz chciał tego oddać bez żadnej ofiary czy walki... Więc przygotowałem Ci mały pokaz.
Zapamiętaj moje imię jestem Qizan. Tak przy okazji, masz dwa dni , bo tyle wystarczy mi ,żeby znaleźć tą małą wścibską wilczycę. 

Qizan odwrócił się w kierunku Yangina, kiwnął głową. Osiłek jednym zdecydowanym ruchem odciął głowę swojemu więźniowi, całe pomieszczenie zaszło we krwi, a odcięta głowa towarzysza Cana potoczyła się pod nogi Qizana, który oparł nogę na niej i z szyderczym uśmiechem następnie zmiażdżył.
***

Can obudził się w potach.
*Co to było*
- To nie może być prawda, to musiał być sen
Can wybiegł z namiotu , szukał Irgova, po czym na cały obóz krzyknął
- Irgov !! Ruszam dalej sam natychmiast !!

poniedziałek, 14 grudnia 2015

"Czas i tak płynie*




--------------------------------------------------------------------------------------

Mija drugi dzień drogi, w sumie mogłem się domyślić ,że karawana Cekitów nie będzie ekspresem do celu. Te przerośnięte skaliste monstra, mimo strasznego wyglądu i osłych twardych łapsk. Mają w sobie delikatność i serce, zwłaszcza gdy są oddane jakiejś sprawie. Podróżowanie z Cekitami nauczyło mnie kilku rzeczy o nich, rozbijanie obozu. Zasypianie, nawet przygotowywanie posiłków, to jest pewnego rodzaju rytuał.
* Ciekawe jak daleko jeszcze do celu, co się dzieje z Iv i Yanginem. Kompletnie nie mogę ich wyczuć, tak jakby coś zagłuszało ich energię *
- Nie martw się, wkrótce będziemy na miejscu.

- Irgov , daleko jeszcze ?
- Niedługo, przed wieczorem będziemy.
* Przed wieczorem ? Serio ? Jest ledwo poranek ! *
- Coś czuję, że zaczyna Cię to męczyć.
* To za długo trwa, niecierpliwie się. Martwię o towarzyszy *
- Nie martw się.

Droga było aż nazbyt spokojna, nic się nie działo. Wszystkie zwierzęta się pochowały, jakby oczekiwały czegoś wielkiego. Powoli widać było zmianę zasięgu terytorialnego, wieczna zima Cekitów zaczęła się wycofywać wobec szaro-burej ludzkiej jesieni.
* Jeżeli taka pogoda jest tutaj cały czas, to depresji dostanę... Muszę się napić *

Can wyszeptał pod nosem imiona swoich towarzyszy, skupiając swoją moc.
- Iv, Yangin...

Co jakiś czas próbowałem przywołać ich głosem, jednak moje próby nie przynosiły efektu.
* Przydała by się jakaś wielka raca, rąbnąłbym ją w środek lasu i w końcu by mnie ktoś zauważył*
- Czemu się tak niecierpliwisz ?
* Boli mnie ta niemoc, bezsilność wobec ludzi na których mi zależy... A tak w ogóle , nie łap mnie za moje myśli. Daj mi od czasu do czasu pobyć człowiekiem bez twarzy, bez magicznych mocy, bez gadającego miecza. Będzie się dało ? *
- hmm...Nie !!
* Jak to nie ?! *
- Nie mogę być cicho i tyle, zresztą przestań się rozczulać zamknij się już i skup się.
* Co za...*
- ...
* Zaczynam się zastanawiać czy nie wariuję powoli , gadam z duszą zaklętą w mieczu , która czyta mi w myślach.*
- Nie to nie !!

Droga mijała powoli, w ciszy i milczeniu. Uciszenie myśli przyniosło nutę spokoju.
Jednak droga była bardzo nużąca, a sceneria i pogoda potrafiła przywlec najgorsze myśli.
Nagle poczułem jakiś nieznany mi wielki przepływ mocy duchowej który zmierzał od kierunku miasta.





* Kim jest ten Qizan, Yangin go znał dość sporo czasu *
Iv uciekała między uliczkami miejskimi goniona przez strażników. Nie mieli najmniejszych szans , by ją złapać.
* Trzeba im przyznać , że są uparci... Muszę wszystko pozbierać zanim Can zjawi się w mieści... *

Yangin wczorajszym listem zobrazował Iv jego plan.
Iv wpadła do swojej kryjówki specjalnie przygotowanej przez Yangina, na stole leżał list, który otrzymała wczoraj przed całym tym dziwnym zajściem.
Żeby zrozumieć jeszcze raz cały plan i sprawdzić czy ma wszystkie składniki usiadła na spokojnie i zaczęła czytać ponownie.

***
- Droga Iv... Wiem ,że ostatnie wydarzenia sprawiły wiele złego. Chciałbym Cię przeprosić za to wszystko, ale niestety nie ma na to teraz czasu. Mam nadzieję, że zdążyliśmy się spotkać przed tym zajściem. Can pewnie jest już w drodze do Zakonem, musisz przygotować wszystko przed jego przybyciem w innym wypadku cały plan zawiedzie. Musisz mi zaufać, w mieście jest kilka osób , które na pewno Ci pomogą w zebraniu składników zaklęcia. W poszukiwaniu przyjaciół zapytaj o Karczmarza w miejscu gdzie otrzymałaś list, bądź też się spotkaliśmy. Pewnie się zastanawiasz o czym ja piszę i po co Nam jakieś zaklęcie. Potrzebować będziesz trzy składniki : Sztylet zaklętego ducha , zakopcony kocioł, truciznę kanałowego szczura.
 Wszystko to po to by uwolnić to miasto i być może uratować moje życie...Qizan jest bardzo niebezpiecznym wojownikiem , potrafi ukrywać swoją energię duchową, a co gorsze chować też energię swoich ofiar. Nie będziesz w stanie wyczuć mojej energi , a przez co nie masz najmniejszej szansy znaleźć mnie na czas. Zaklęcie pozwoli złamać tą barierę , więc jeśli chcesz mnie zobaczyć musisz się pośpieszyć, a co do Cana... Jest narwany , nie chcę by szukał mnie na własną rękę, gdy natknie się na Qizana może się to skończyć źle. Oprócz tego potrzebujemy go żywego Can i jego charyzma pozwolą Nam zbudować tutaj królestwo , które jest potrzebne by wygrać tą wojnę. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy.


* Kradzież sztyletu z królewskiej sali, kradzież kotła z wieży magów miejskich to wszystko to pikuś, ale po co mam schodzić do miejskich kanałów... Nie mógł to być śluz ślimaków czy co... Zabije Cię jak Cię znajdę, a jak będziesz martwy to Cię dobiję !! Czemu nie powiedziałeś mi od razu kim jest ten Qizan, teraz muszę się zastanawiać *
Iv spoglądając w sufit jakby chciała dostrzeć niebo.
- Can, jak długo jeszcze będziesz daleko ? Potrzebujemy Cię !

niedziela, 13 grudnia 2015

"Piętno przeszłości"

Witam
przepraszam za poślizg w wstawieniu rozdziału.

--------------------------------------------------------------------

Nie pamiętam nawet kiedy zasnąłem, czułem się bezpiecznie mimo tego , że znajdowałem się w jaskini do której zaprowadził mnie Irgov. Cekit wysłany na misję przez Yangina, bardzo intrygujące.
*Musiało się wiele zmienić podczas mojej nieobecności*
Musiałem wstać, wypełzłem z jaskiniowego pokoju. Tutaj wszystko było wybite w pięknych marmurowych kamieniach. Meble oczywiście też były kamienne i mimo to , że łoże było z kamienia, czuję się bardzo wyspany. Miałem własny pokój w jaskini, z drzwiami.

*Tylko co teraz ?*
- Musimy poczekać, Yangin pewnie jest już w drodze
* Nie czuję jego energii, jego położenie się nie zmieniło*
- Jesteś pewien ?
* Absolutnie, mam złe przeczucia*

Nagle usłyszałem pukanie w drzwi.
* To pewnie Irgov *
Podszedłem do kamiennej płyty, nacisnąłem mechanizm i drzwi się rozsunęły.
* Jak na kamienną technologię to całkiem zgrabnie to działa*

Za kamienną płytą ujrzałem Irgova z miną jakby mu matkę zabili.
- Co się stało ?
- Mistrz, nie dawać wiadomości. Minąć kilka dni
* Kilka dni ? Znowu spałem kilka dni !! *
- Co teraz ? Wiesz gdzie był ostatnio ?
- Być w Zakonem, miasto ludzi.
- To wskaż drogę, zbieram swój ekwipunek i ruszam.

- To nie takie proste. 
* Dlaczego ? *
- Miasto Zakonem to największa melina na całej tej krainie, jest neutralna. Teoretycznie, bo raczej spotkasz tam miliony szuj z całego świata: zbrodniarze, najemnicy, złodzieje, banici.
* I w czym problem? *
- Za Twoją głowę i te dwa kryształki w mieczach wielu by postawiło swoją głowę.
* Mówisz, że mam zostawić Yangina i dbać o własny tyłek ? *
- ...

- Irgov, jak się dostać do Zakonem ?
- Przygotuję Cekicką karawanę z ochroną, podwieźć Cię do obrzeży Zakonem. Dalej iść sam.
- Da się zrobić. Kiedy ruszamy ?
- Dać pół godziny.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu, przeszedłem całą jaskinię w poszukiwaniu czegoś przydatnego.
* Przydałby mi się jakiś ekwipunek *
- Irgov, mogę pozbierać trochę sprzętu ?
- Brać to chcieć.

Dobra, więc tak. Przeglądając pomieszczenia znalazłem coś w rodzaju zbrojowni.Dziesiątki szaf z bronią: Młoty, miecze, sierpy, laski, kusze, łuki i setki strzał. Wziąłem łuk i kołczan strzał. Ten od Iv niestety straciłem gdzieś w wieży.
Torba z lekarstwami. Flakony, zbroje, płaszcze, sztandary i jakieś wisiorki.
* Ooo, jakieś flakoniki sobie wezmę... Pewnie te od sztuczek Yangina. Jak na zwykłą kryjówkę to niezłe tu uzbrojenie*

Płaszcz też się przyda, bo pewnie na zewnątrz wieczna zima.
Widziałem Irgova miotającego się po pomieszczeniach tej jaskini, jakby czegoś szukał.
Również zbierał ekwipunek, pewnie osobiście odwiezie mnie w kierunku Zakonem.

* Jak myślisz co tam czeka na Nas? *
- Niebezpieczeństwo, do Zakonem kawał drogi
* Muszę odnaleźc Yangina i Iv, tylko Oni pewnie wiedzą co musimy zrobić dalej*
- Co Cię trapi ?
* Mam miecze dobra. Jestem jakimś wybrańcem ale co teraz, czuje się zagubiony potrzebuję ich pomocy. I Twojej zresztą też *

Do pomieszczenia wszedł Irgov
- Wszystko gotowe, Can iść za mną jeśli gotowy.
- Ruszajmy szkoda czasu.

Wszystko było przygotowana, przed wejściem do jaskini widziałem karawanę. Oddział Cekitów, pojazdy konne i niedźwiedzie miejsce dla mnie. Przecieć, to musiało być kosztowne.
*Yangin wszystko zaplanował ? A teraz zniknął... *
Wsiadłem na przygotowanego niedźwiedzia i ruszyliśmy w drogę.






W Zakonem była kiepska atmosfera, jad zła przelewał się w powietrzu. Wszyscy mieszkańcy wiedzieli , że tym razem nadchodząca wojna pochłonie nawet ich odwiecznie neturalne miasto.
Yangin siedział w jednej z podmiejskich knajp, sączył krasnoludzkie piwo i czekał na Iv.
Przez całe swoje życie czekał na kogoś i na coś, tym razem jednak zestresowany jakby wiedział co się stanie. W drzwiach knajpy pojawiła się zakapturzona postać. Yangin wyciągnął rękę w górę, by pokazać gdzie siedzi. Oczywiście było to miejsce w kącie knajpy, jedno z jego ulubionych. Przesiąknięte dymem rozpalanych fajek.
Iv nie ściagając kaptura podeszła do stolika gdzie siedział Yangin. Wyszarpała krzesło z pod stolika energicznym ruchem i usiadła na nim.

- Czy Ty już do reszty oszalałeś ?! Co Ty sobie w ogóle wyobrażasz, nie odzywasz się tyle czasu, a potem proponujesz jakieś durne spotkanie w knajpie. Chciałabym przypomnieć Ci tępa pało, że nie mam twarzy !! Jestem raczej nie mile widziana tutaj.
- Nie stresuj się tak, miło Cię widzieć znów. Nie mam wiele czasu.
- Zabije Cię zaraz, co jest ?
- Musisz mi pomóc, wpadłem w pewne problemy, w sumie przeszłość mnie ściga. 
* Yangin się prosi o pomoc ? Buahahaha *
- Że co ?
- Kiedyś Ci wyjaśnię , ale teraz to nie ważne , musisz się tutaj gdzieś ukryć w mieście. Dostałem ostatnio wiadomość od mojego strażnika, Can jest w kryjówce u Cekitów. Nie zdążyłem wysłać wiadomości , ani też nie mogę opuścić miasta. Poluje ktoś na mnie. Znając Cana to pewnie już ruszył w drogę tutaj do Zakonem wraz z Irgovem i karawaną Cekitów. Gdy tutaj przybędzie, musisz go pilnować. W mieście jest potężna postać i lepiej by było , żeby na tym etapie się nie spotkali.
- Co Ty piep...

Drzwi do Knajpy otworzyły się z hukiem.
- Już czas, Uciekaj i nawet nie próbuj się wtrącać !
Yangin czekał cierpliwie na to co się zaraz stanie.

Iv odskoczyła od stolika do stolika obok.
Do knajpy wpadło pięciu uzbrojonych po zęby wielgachnych najemników, a wolnym krokiem za nimi ich lider - Qizan. Mężczyzna z czerwonymi oczyma, wysoki blondyn, umieśniony i bardzo dobrze zbudowany. Nosił ze sobą dwa topory i przechadzał się w złotej zbroi. Szanowany zabójca królów. Podeszli do stolika Yangina

- Kogo ja tutaj widzę ! Nędzna szczurzyna.
- Kopę lat Qizan 

Jednym ruchem ręki Qizan rołupał stolik, podsunął się do Yangina i ścisnął szyję podnosząc do góry.
- Wiesz, że powinienem Cię zabić
- ...
- Ale pobawię się najpierw z Tobą, musisz mi odpowiedzieć na kilka pytań.

Qizan odwrócił się w kierunku swoich chłopców na posyłki i rzucił w nich Yanginem jak kawałkiem mięsa dla wygłodniałych bestii.
- Zabierzcie go ! 

Rozejrzał się po knajpie, stanął na środku. Jakby czekał i szukał jakiegoś sprzeciwu, ale nikt nawet nie drgnął.

Iv siedząc przy stoliku obok, bardzo walczyła z sobą aby się powstrzymać od jakiejkolwiek interwencji. Zagryzając wargi i zaciskająć pięści. Wewnętrznie nie mogła się pogodzić.
* O co w tym wszystkim chodzi, co ten kretyn znowu nawywijał, teraz gdzie ja mam się ukryć. Czekać na Cana, muszę się z nim skontaktować jak tylko się zbliży. *

Gdy już Qizan wyszedł wraz z swoimi ludźmi, do stolika Iv podszedł barman przyniósł jej krasnoludzkie piwo i rzucił jej na stół kopertę z wiadomością od Yangina i klucze do jednego z domów.
Iv podziękowała. Zaczęła powoli sączyć piwo i zagłębiać się w treść listu.
* Wszystko zaplanował *
Po kilku minutach Iv dokończyła kufel piwa, zebrała rzeczy ze stolika i w pośpiechu wybiegła z karczmy.

czwartek, 10 grudnia 2015

Przerwa Techniczna

Bardzo Was wszystkich przepraszam ,ale obecnie mam za dużo na głowie żeby pisać cokolwiek.
Ale nie bójcię się bardzo, wracam 12.12.2015r w ten dzień w godzianch wieczornych pojawi sie rozdział.

środa, 2 grudnia 2015

"Stopy na śniegu"

Witam serdecznie.
Przepraszam za wielkie opóźnienia, zresztą od razu zapowiem kolejne. Wybieram się w podróż, niedługą, nie daleką, ale jakże ważną w moim życiu.

--------------------------------------------------------------------

Wyjście po tak długim okresie z wieży, było bardzo szokującym przeżyciem. 
Wiadomo ,że prawie rok czasu to długi okres, a zmiany jakie przeszedł ten świat są ogromne.
Przejęte terytorium Naharatów przez Cekitów to dopiero początek.

*Tak właściwie dlaczego tylko ten teren, jakby ktoś chronił wieży*

Niestety nie usłyszałem żadnego odzewu od moich przyjaciół. 
Wieża była dość istotnym elementem krainy Naharatów, zresztą ich kraina w obecnej chwili pewnie liczyła większość terytorium całego świata.
Armia upadłych powstała by rozpętać kolejną wojnę, której jakoś trzeba zapobiec.
Nie czułem się na tyle silny, ani na tyle odważny by wtrącić się w to wszystko.
Niestety też nie usłyszałem żadnego odzewu od moich przyjaciół. 

* Tylko , że kości zostały rzucone" 

- Czym się tak martwisz ?
* Nie wiem co teraz mam zrobić.*
- Iść przed siebie, zobaczysz będzie dobrze. Skoro jest coś komuś przeznaczone, to nie ważnę w którą stronę pójdziesz. Trafisz zawsze na swoją ścieżkę.
* Może i masz rację, to ruszajmy. Spróbuję odnaleźć towarzyszy. Tylko najpierw muszę znaleźć schronienie przed tą wieczną zimą*

Ruszyłem przed siebie, w kierunku portalu. Pamiętam tą drogę, ale mimo to wyglądała całkiem inaczej. Z oddali nie widać żadnego bijącego jasnego światła od kamiennego okręgu.
* Czyżby nie działał ?*
- Ktoś musiałby się bardzo natrudzić by to zrobić, ale nie mówię... To możliwe
* To była najbliższa droga , jeżeli Cekici podbili te tereny , to raczej słaby punkt do obrony. Oni nie są na tyle inteligentni, więc ktoś musiał im ten pomysł podsunąć.*
- Raczej lepiej, zrobić to za nich. Uaktywnienie takiego portalu jak i wyłączenie go to nie lada wyczyn. Każdy portal ma swoje źródło mocy, które najczęściej jest strzeżone przez silnego strażnika.
* Nie ważne, nie dam rady pewnie tego uaktwynić. Muszę znaleźc drogę na około.* 

Przystanąłem na chwilę przed ogromnym kamiennym kręgiem, który niecały rok temu przeniósł mnie w to miejsce. Z ważną misją, o której na tamten czas nawet nie wiedziałem.
* Dlaczego to ja jestem istotnym elementem tej układanki*
- Bo masz w sobie podwójną moc. Jasność i mrok.
* Ehh, czy mogę kiedykolwiek pomyśleć w samotności nie słysząc Twojego komentarza ?* 
- Słyszę Twoje myśli i pytania, które Cię dręczą
* Czasami chyba wolałbym nie znać odpowiedzi. Ruszajmy, znasz drogę ?*
- Znam
* Więc ?*

Jeden z mieczy zaczął mocno drgać, wyciągnąłem go i kierując się mocą drgań odnalazłem kierunek w którym muszę podążyć. Ruszyłem w tamtą stronę.






- Yangin ! Czułeś to co ja ?
- Na początku nie mogłem uwierzyć, ale skoro nawet Ty o to pytasz...To musi być prawda.
- Minęło przecież tyle czasu, jak to możliwe ?
- Chyba nie doceniliśmy Cana. Teraz musimy go odnaleźć.
- Nie mogłę go wyczuć.
*Jakim cudem mogłam usłyszeć jego głos*
- Też słyszałeś jego głos ?
- Tak, tak wyrażnie jakby stał obok mnie, ale nie mogę go w ogóle wyczuć.
- Wieża musiała go wzmocnić i to bardzo. Tylko gdzie on może być.
- Myślę, że gdzieś przy wieży. Zostawiłem tam straże Cekickie, jeśli coś się stanie od razu się dowiem. Cekici są po naszej stronie, gdy się spotkamy znów opowiem.
- W sumie Jesteśmy gdzieś nie daleko Siebie, lud Sagri też stoi po Naszej stronie. Chcą odzyskać terytorium , obiecałam im równowagę. Czuję Cię, więc Jesteś bardzo blisko.
- Jestem w Zakonem, mieście na skraju wschodniej części terytorium Insanitów.
- Ludzie ? Serio ?! Dawno wymarło w nich współczucie. 
- Może i tak, ale potrzebujemy każdych rąk do walki. Mam kilka spraw tutaj więc zostanę na dłużej.
- Dobra, spotkamy się w Zakonem za kilka dni.
- Bądź ostrożna 
*Ja ? Niech Cię Yangin i tak zapłacisz za to co zrobiłeś*






Przebijając się przez śnieżycę podążałem  w kierunku lasów w których wraz z Yanginem spędziłem trochę czasu.
*Pięć dni drogi ? W taką pogodę zamarznę, muszę znaleźć schronienie i to szybko* 
Zboczyłem w końcu z drogi i wszedłem w jakiś zagajnik, co prawda nie dużo tu drzew. 
*Lepiej to niż nic*

- Hej...Ty ?!

Zatrzymałem się i złapałem za miecze.

- Kim Jesteś i czego chcesz ?
- Ja ? Jestem Irgov z rodu Cekitów, strażnik
- Strażnik ? Niby czego ?
- Wieży, Mistrz Yangin wydał rozkaz 
* Mistrz Yangin ? Że co... Yangin?*
- Jak na strażnika to bardzo rozmowny Jesteś
- Kazali... Czekać na wędrowca z dwoma mieczami, być dobrym. Nagroda być za to.
- I co potem jak go znajdziesz ?
- Ja zaprowadzić do schronienia, nawet jak nie chcieć Ty iść. To Mistrz Yangin mówił, powołać się na przyjaźń z Iv.
* Nie rozumiem, o co tu chodzi , ale chyba byle Cekit nie wie takich rzeczy?*
- Dobrze, pójdę z Tobą

Wielki Cekit wyjawił się z śniegu pod stopami nie opodal mnie.
*Niezła kryjówka, tylko... Jak on mnie dostrzegł ?*

Opuściłem ręce od mieczy i z spokojem podążyłem za Cekitem.
* Mam nadzieję, że to nie pułapka jakaś*
- Masz wiele nowej siły, ale bądź ostrożny w każdym wypadku.

sobota, 28 listopada 2015

"Nadzieja powraca"

Witam serdecznie
Po długiej przerwie, mam nadzieję, że się nie zawiedziecie.
Wbijamy się powoli na szczyt , żeby spaść w rollercoaster akcji.
Pozdrawiam

---------------------------------------------------

- Can ! 
- Gdzie ja Jestem ? Co się dzieje ?

Otworzyłem oczy, nie widziałem kontur , nie widziałem światła, twarzy, nie czułem nawet powietrza. To miejsce przypominało mi o tanich trikach magicznych, typu zamykanie w skrzyni. Tylko nawiększe pytanie brzmiało, gdzie jest ta ukryta dźwignia, która 
otwierała ukryte przejście ?

- Słyszysz mnie Can ?
- Słyszę Twój głos, kim Jesteś ?
- Przecież wiesz. 

Poczułem drganie na swych plecach, 
*To mój miecz ?*

- Tak, po części. Jestem zaklętą duszą w krysztale, a raczej w 11 kamieniach. Jestem narzędziem równowagi.
- ... Zaklęta dusza ? Gdzie Jesteśmy ?
- W Twojej głowie. Najpierw musimy się stąd wydostać, potem uciekać z wieży.
- Nadal Jesteśmy w wieży ? Co z Iv i Yanginem ?
- Teraz ? Jeżeli przeżyli, to zbierają siły do walki, szukają sojuszników przeciwko hordom wrogów. Rozpoczęła się wojna, to miejsce jest kwintesencją równowagi. Pewne osoby chcą panować nad całym światem i tworzą do tego miliony nieczułych stworzeń. Oczywiście wykorzystując upadłe dusze.Tutaj powstał "Czarny krąg", który panował nad wszystkim od wieków, aż do czasu Wolfghara.
*Tego drania, ale na szczęście już po wszystkim*  
- Wolfghar popełnił błąd przez co zachwiał obecną równowagę, rozdzielił swą podwójną naturę na dwie. Tworząc 2 kryształy dusz.
- Musimy się wydostać ? Ale jak i dlaczego ?
- Wieża Nas zabije, wieża jest strzeżona magicznym zaklęciem. Znika co 5 lat, to jest okres w którym można uzbierać składniki aby stworzyć "Czarny krąg". Narzędzie już masz, 1 z kryształów też. Biblioteka magów została objęta zaklęciem stworzonym przez samego Alphę Cieni, jako mistrz jakimś cudem przeniósł swą moc na to miejsce. Nie wiem czy wiesz, ale Cienie przechadzają się między światem mroku, a tym rzeczywistym co pochłania niewiarygodną energię duchową. Ta wieża ,żeby być niewidzialna i stać po stronie mroku na 5 lat potrzebuje energii, którą czerpie z zamkniętych pod podłogą najniższego piętra dusz, ale to my Jesteśmy największą mocą, która obecnie się w niej znajduje. W końcu zacznie na Nas polować.
- Widziałem ,że się zmienia. Potrafi się przeobrażać. Więc uciekajmy stąd zanim Nas ubije.
- To nie takie proste, w sumie to jest proste. Jednak nie pozwolę Ci tak szybko stąd uciec. Musisz najpierw znaleźć 2 połówki kryształu. Jestem Twoim przewodnikiem i kompanem, słyszę i czuję Twoje myśli,a miecz ma umiejętność przekazywania mocy duchowej. Każdy kolejny kryształ dodaje Ci siły. Musisz zebrać wszystkie, żeby móc powstrzymać tą rzeź, która ma miejsce na zewnątrz.
*Czemu znowu ja ?*
- Bo Ty jako do tej pory próbujący Jesteś w stanie trzymać Miecze Równowagi i co najciekawsze nadal żyjesz.
- Jak się wydostaniemy i gdzie znajdę kryształy ?
- Kryształy są na dnie wieży, będziesz musiał się przechadzać wśród upadłych dusz. Zresztą czym bliżej nich coraz bardziej będziesz je czuł. One są częścią mnie, dopiero gdy zbierzesz je wszystkie poznasz moje prawdziwe oblicze.
*Nie mam wyjścia, muszę je znaleźć i tak.*
- Dobre podejście.
*Skąd ?*
- Jestem częścią Twoich myśli.
- Dobra, już rozumiem
*Muszę się nauczyć rozmawiać z Tobą w myślach, bo przy ludziach wyszedłbym na idiotę*
- Ruszajmy. Jesteśmy w Twojej głowie. Obudź się.
- Że niby jak !
- Normalnie musisz się skupić i uświadomić ,że tylko śpisz.

Can leżał w częściowo zniszczonej po walce z Wolfgharem sali. Nierucho jakby nie mógł się podnieść. W końcu otworzył oczy, ale...
* To jak jakiś paraliż.*
- Nie możesz się ruszyć ? Skup się.
* Spróbuję poruszyć jakąś kończyną.*
- No dalej.

Usłyszałem nagle dziwny wrzask dochodzący od strony drzwi.
* Co to było ?
- Łowca
* Jaki łowca ?*
- Silniejsza dusza od wszystkich innych, która ratuje się pożerając inne.
* Czyli muszę się... Wydostać !!*
- Jeszcze nie jest na tyle silny, by Cię pożreć. Walka z łowcami to inna kwestia. Jeszcze nie musisz się obawiać. Przychodzi tutaj co jakiś czas od kilku miesięcy.
* Od kilku...miesięcy ?
- Dziś mija 9-ty.

Zacząłem czuć się coraz ciężej, nie potrafiłem się ruszyć. Zacząłem panikować.
- Spokojnie.
* Łatwo mówić, leżę tu już 9 miesięcy...*
- Skup się
* Próbowałem poruszyć ręką*

Do pomieszczenia wszedł wielki potwór,z wielkimi zębiskami i parą czarnych oczu.Bez ciała tylko z pustym konturem jego postaci, lewitował lekko nad ziemią. Miał przeraźliwy głos i sapał jak nie nażarta bestia. Podszedł do leżącego ciała Cana i nachylił swój łeb nad nim.
*Czego chcesz i tak jeszcze mnie nie pożresz*
- Nie trać czasu, skup się.
* Dobra dobra*

Bestia ciągle krążyła gdzieś wokoło mojego ciała.
Po dobrych 20 minutach prób, poruszyłem lekko ręką.
- Dobrze, idź za tym uczuciem.
*Zacząłem powoli czuć swoje ciało*
- Jest ! Silny Jesteś
* Poruszałam ręką bez najmniejszego problemu, teraz muszę wstać i już*
- Łatwo Ci idzie

Can po krótkiech chwili stał już na nogach, a blade monstrum wpatrywało się w 
niego. Can wyciągnął miecze.
- Nieeee !! Nie możesz.
* Dlaczego nie ?*
- W tym miejscu nie możesz zabijać dusz, bo to przyśpieszy polowanie na Nas. Potrzebujemy swobody i czasu, żeby znaleźć kryształy
* No dobra*

Can schował miecze, rzucił groźne spojrzenie na monstrum i wyszedł z pomieszczenia.
* Gdzie mam się udać teraz ?*
- Za krętymi schodami w ciemnym kącie jest ukryte przejście niżej. 
Can przeszedł pomieszczenie z symbolami na ziemi, dotarł do pomieszczenia schodów.
Stanął na środku pomieszczenia, gdy usłyszał złowrogie krzyki na górnych poziomach.
Zobaczył jak schody przeobrażają się w jedną długą drabinę na sam szczyt. Ten sygnał uświadomił mu, że ucieczka będzie trudna.
* Szybko chodźmy do tego przejścia*
- Tutaj za spiralą przy samym dole była pęknięta cegła, musisz ją znaleźć.

Can rozglądał się po ścianie szukając tej jednej. W końcu znalazł, rozpędził 
się i wymierzył cios. W tym miejscu ściana pękła i zrobiło się małe przejście 
dla jednej osoby.
* Dobra jeszcze mam się czołgać ?*

Z wysokości nagle zeskoczył łowca większy od poprzedniego i żarłocznie rozglądał się po okolicy.
* Dobra to dobry argument*

Can przeczołgał się szczeliną i zamurowało go po drugiej stronie. Znalazł się 
w korytarzu, który był jasny , przejrzysty i na pozór cichy. Jak zupełny kontrast do mroku.
- Ta droga prowadzi do wnętrza wieży, do...
* Do kryształów ?*
- Do miejsca mojego urodzenia. Nie bardzo chcę,ale musimy się tam udać

Ruszyłem korytarzem przed siebie, wydawało się jakby się nigdy nie kończył.
Przeciętny zwykły prosty korytarz o wysokości 2,5 metra, a mógł przerazić.
Za kamiennymi ścianami co jakiś czas było słychać odgłosy Łowców.
I nagle kamienny korytarz zaczął się przeobrażać.
- Stój !!
* Już, już stoję. Jak tak będziesz mi się wydzierać w głowie to zawału dostanę.*

Korytarz przeobraził się w arenę do walk. Wielka pusta przestrzeń w kształcie koła. 

- Musimy się pośpieszyć chyba wieża już się domyśliła po co idziemy.
* Kamienie to duże źródło energii, więc będzie ich strzec*

Ruszyliśmy przed siebie i usłyszałem ruch za moimi plecami, odskoczyłem w międzyczasie odwracając się i wyciągając miecze. Niestety nikogo nie dostrzegłem.
* To cienie ?*
- Tak, wieża jest jej źródłem.
* Jak mam walczyć z czymś czego nie widzę*

Wymachnąłem mieczem przed siebie. W boki, trochę w chaotyczny sposób jakbym odganiał się od muchy.
- Musisz się skupić Can, potrafisz je dostrzeć
* Że niby ja ?... A tak , ten cień z portalu*

Stanąłem na środku areny, czekałem w ciszy na ich ruch.
Wpatrując się w pomieszczenie, dojrzałem jednego z nich.
Siedział spokojnie na piasku, wpatrując się we mnie.
Jego wzrok nie świadczył o tym ,żeby miałbyć agresywny wobec mnie.
* Może chce nam pomóc ?*
- Nie wiem, ale skoro nie chce walczyć, nie traćmy czasu

Schowałem miecze , Cień zrobił to samo. Po czym odwróciłem się i poszedłem do 
przejścia. Minęliśmy kolejny korytarz, kilka pustych pomieszczeń i na samym końcu naszej podróży doszliśmy do królewskiej sali. Ujrzałem mały piedestał a na nim dwie błyszczące połówki kamieni.
Sala tronowa, tron ustawiony na podeście pod kilka schodów, a obok mały piedestał z kamieniami. Schody pokryte złoto czerwonym dywanem, a w innych zakątkach sali same kamienie. Kamienne kolumny, ściany, krzesła i dwa duże stoły po obu stronach sali.

- Więc Jesteśmy, złap je szybko i uciekajmy
* Zanim ?*
- Zanim się obudzi, proszę Cię.

Nie czekając ruszyłem do piedestału, rozglądając się powoli po okolicy.
Szukając pułapek , Cieni czy innych zabójczych stworzeń.

- Nie bój się. Pozwolę Ci stąd wyjść
- ...
- Jesteś jednym z Nas. Weź kamienie i podejmij właściwą decyzję gdy nadejdzie czas.
*Dlaczego to jest takie łatwe ?*

Wszedłem po schodach, wziąłem kamienie w dłoń. Poczułem jak złączyły się w całość. Wsadziłem kryształ w miecz z pustym gniazdem. Został przyjęty i związany z mieczem. Poczułem kolejny przypływ mocy. Odwróciłem się i dojrzałem postać mówiącą do mnie w pełni.

- Tam jest portal prowadzący do wyjścia z wieży, do sali która jest na szczycie. 
- Dlaczego mi pomagasz ?
- Bo Jestem ciekaw co zrobisz gdy już zdobędziesz to co chcesz, a po za tym ktoś musi dbać o moją córkę.
- Kim Jesteś ? 
- Mówią mi po prostu Alpha. Myślę, że jeszcze się spotkamy.

Ruszyłem w wskazaną drogę i wszedłem w portal.
Pojawiłem się na szczycie wieży, w pomieszczeniu z drzwiami.
Tutaj musiała się rozegrać wielka bitwa, gdyż całe pomieszczenie było zrujnowane z rozbryzganą krwią lejącą się z każdej ściany.
*Co tu się stało ?*
- Nie wiem, uciekajmy stąd

Otworzyłem drzwi i odetchnąłem powietrzem.
Przed moimi oczami ukazała się śnieżna góra, przepaść i most po którym przechodziliśmy jak po ziemi. Teraz był wiszącą ostatnią ścieżką nadzei.
*Zima,skały i lód, czyżby Cekici zdobyli te terytorium... Gdzie mam się teraz udać i co zrobić ?*

Skupiłem się mocno i spróbowałem wezwać moich przyjaciół.
W tym czasie Yangin i Iv przechadzali się w odległych krainach odpoczywając po bitwach, które zostali zmuszeni stoczyć. Gdy nagle poczuli i usłyszeli w tym samym czasie jeden znajomy głos.

- Iv !! Yangin !!

środa, 25 listopada 2015

Przerwa Technicza

Witam serdecznie
Przepraszam bardzo , że dziś nie wstawię nic.
Ale mam przerwę techniczno psychiczną. Potrzebuję odpocząć, a nie chciałbym Was zanudzać byle gównem, obiecuję , że gdy się odrobię . Wstawię bardzo spory rozdział.

wtorek, 24 listopada 2015

"Płonąca przeszłość"

Witam.

---------------------------------------------------------------
Yangin po miesiącu wędrówki znalazł się w jednej ze swoich kryjówek w śnieżnych górach Cekitów.
To tutaj był ostatnio w towarzystwie swojego mistrza Wolfghara.
Otworzył wielką zardzewiałą skrzynię w której leżał podarty dziennik zapieczętowany symbolem śmierci.
- Skoro już Twoja dusza jest wolna.
*Gdy odejdę Ty Yanginie będziesz mógł przeczytać dziennik swojego mistrza, ale pamiętaj to zaklęcie na dzienniku to zaklęcie przywiązania duszy, jeśli spróbujesz go otworzyć zanim umrę. Sam zginiesz"

Yangin otworzył dziennik, przejrzał kilka stron. Większość z nich pamiętał z własnego punktu widzenia. Wolfghar opisywał tu wszystko.
Jego uwagę przykuł ostatni wpis.

***
Kto by się spodziewał, że tak właśnie będzie wyglądał ostatni dzień wielkiej wojny.
Kim byłem, jednym z bohaterów ? Czy raczej masowym mordercą świata.
Ale zacznę od początku.
Wiecie o co się toczy wojna ? O władzę, o terytorium, o bogactwo...
Wojna nigdy nie ma pozytywnego wydźwięku. Byłem Kolgeanem z rodu, a przystąpiłem do nacji Wilków.
Dlaczego ? Bo to była jedyna nacja , która nie walczyła z żądzy władzy, a z przekonaniem o swoje racje.
Zwolennicy wolnego świata, równowagi natury. Bohaterowie lasów, ciche dusze jak nieme góry. Porywczy wojownicy jak silne strumienie wody.
Nie wiem dlaczego to właśnie mnie przypisano wielkie zaufanie, ale jako Cień stałem się jednym z największych Wilków.
Uwierzyłem w przekonania, które głosiły Wilki. Byłem tak im oddany ,że nawet poświeciłbym życie... Tak też zrobiłem.

Jedynym rozwiązaniem tej i kolejnych wojen było zrównoważenie sił i wyrównanie terytorium każdej nacji.
Znalazłem 9 osób. Reprezentantów każdej z istniejącej nacji o tym samym przekonaniu.
I razem rozpoczęliśmy wspólne przygotowania do zakończenia tej bezlitosnej wojny. W której tylko ginęły istoty a świat obracał się w ruinę.

Przeszukując całą historię świata, Znaleźliśmy czas w którym regularna wojna nie miała miejsca od kilkuset lat.
Szukając tym tropem doszliśmy do wniosku ,że musiała stać za tym jakaś magiczna moc. Przeszukiwaliśmy wszystkie wspomniane miejsca w prastarych księgach. Aż trafiliśmy do biblioteki magów. Na terytorium Naharatów.
W podziemiach wieży mieszkała wyrocznia. Słowa, które przekazała każdemu z Nas były tajemnicą.
Usłyszałem "Do równowagi prowadzi strach, a poświęcenie jest światłem życia."
Nie zrozumiałem tego zdania kompletnie. Dopiero gdy po roku czasu spotkaliśmy się w tym samym miejscu.
Zostaliśmy oświeceni jak uratować równowagę świata. Stworzyliśmy "Czarny krąg" zaklęcie,a raczej klątwę.
Każdy z Nas , zawarł całą swoją duchową moc w jednym z magicznych klejnotów.
Było ich 10. Jako , że moja dusza była podwójna gdyż byłem z rodu Kolgeanem a z nacji Wilkiem. Podzieliłem swoją na dwa kamienie.
Nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. W ciągu kolejnego roku zbieraliśmy wszelkie artefakty z całego świata. Kolejny rok przetapialiśmy je w metal.
W końcu w piątym roku dzień przed końcem wielkiej wojny, wykuliśmy wspólnie dwie katany. Nazwaliśmy je Mieczami Równowagi.
Zawierały one gniazda na 11 kryształków, a metal miał magiczne moce, które pozwalały tej broni mieszać energię duchową i przekazywać ją właścicielowi.

Coś zaczęło się ze mną dziać, dostrzegałem to od momentu rozdzielenia mojej mocy na dwa kryształy.
Moja ciemna strona zaczynała panować. Jednak nie chciałem się poddać, musieliśmy zakończyć tą wojnę.
Spotkaliśmy się równo 5 lat od rozpoczęcia Wielkiej wojny, Każdy z swoim kamieniem.
Na środku stały na piedestale miecze równowagi.
I rozpoczęła się Wielka wojna między Nami, o władzę i moc. Kto poprowadzi miecze by przywrócić równowagę ?
Pokłóciliśmy się między sobą, ale nikt nie był na tyle zdecydowany by zadać cios.

Za wyjątkiem mnie, przemiana mej duszy po rozdzieleniu kryształu stworzyła rządnego potwora.
Tak bardzo chciałem tej równowagi ,że postanowiłem posłuchać wyroczni.
"Do równowagi prowadzi strach, a poświęcenie jest światłem życia."
Każdy z Nas się bał , a ja poświęciłem wszystkich. Zebrałem kryształy po zmarłych towarzyszach.
I łącząc 11 kryształów użyłem "Czarnego kręgu"...
Zabiłem miliardy istnień... Zabierając im twarze, osobowości...

Moja dusza została przykuta, a jej część zabrana. Jeden z moich kryształów pękł i wsiąkł jakby w ziemię.
Kolejna wojna nie będzie wymagała żadnych przygotowań, tylko wielkiej odwagi a reszta... Zależy.

***

Na dzienniku zarysował się czarny krąg i nagle stanął w płomieniach.
- Wolfghar, a niech Cię !!

poniedziałek, 23 listopada 2015

"Jasna strona ciemności"

Witam serdecznie.


----------------------------------------------

Niebo zaszło czerwonymi chmurami chwilę przed zniknięciem wieży.

Iv zobaczyła chmury nad wieżą, upadła z niemocy na ziemię.
*Nie wierzę... Can !!*

- To moja wina...

*Nawet nie jestem już wstanie wyczuć jego energii*

Minęła dłuższa chwila zanim do Iv definitywnie dotarło ,że wieża zniknęła na kolejne 5 lat.
Iv uroniła łzę i założyła kaptur na głowę, odwróciła się i ruszyła przed siebie.

- Iv !! Czekaj !!

Nie raczyła nawet odpowiedzieć.

- Iv !! Proszę Cię !!


Yangin złapał ją za ramię.

- Czemu mnie zabrałeś z tej wieży.

- Bo nie chciałem byś była tam teraz !!
- Nie rozumiem Cię. Po co to wszystko było, Can miał absolutną rację. Zaszliśmy tak daleko i się poddaliśmy, zostawiliśmy go tam samego
zdanego na siebie. Nie boli Cię to ?

- Nie, takie było...

Nim Yangin dokończył zdanie przyjął na twarz kilka ciosów rozdrażnionej Iv.

- To koniec...
- Weź się w garść Iv, nadchodzi wojna.
- I co z tego, myślisz że my Jesteśmy w stanie ją powstrzymać ?
- Tylko my zostaliśmy, więc...

Iv zamieniła się w wilka i ruszyła w kierunku portalu.

* Co on sobie myśli, tyle przeszliśmy, poświęciliśmy... A on zupełnie odpuścił, sam o mały włos nie zginął próbując zdobyć
miecze dla Cana. Czemu teraz...? Muszę udać się do rodu Sagri,*

Yangin pobiegł za Iv, ale nie miał najmniejszych szans wygrać tego wyścigu.
Na jego drodze stanęły dwa szkielety , które wykopały się z pod ziemi.
Jednym ruchem Yangin rozłupał ich czaszki.

*Muszę uciekać, udam się do Cekitów... Może Oni...*

Iv i Yangin nagle stanęli w miejscu. Zobaczyli ducha Wolfghara i usłyszeli te same słowa.

- Moja dusza jest wolna.
  Jako jeden z jedenastu, mistrz czarnego kręgu, dożywotni posiadacz Mieczy Równowagi.
  Władca rodu Wilków i Kolgeanów, napawam Wasze serca nadzieją.
  Gdy widzicie mego ducha to znaczy tylko to, że poległem w wielkiej wojnie.
  Jednak Wy nie poddawajcie się, Walczcie do końca !!
  Nie ugniajcie swych kolan przed wrogiem !!
  Nawet gdy nadzieja spłonie w ostatnim ogniu walki...
  Iv... Yangin...  W Was pokładam swe nadzieje.
  Jeszcze się spotkamy i znów staniemy do walki o równowagę Naszego świata.


Postać Wolfghara uśmiechnęła się i rozpłynęła z blaskiem unoszącym się w kierunku nieba.


*Słyszałam te słowa na prawdę ? Wolfghar nie żyje od ostatniej wojny , która zakończyła się dokładnie 5 lat temu.**Dopiero teraz... Jego dusza... *

niedziela, 22 listopada 2015

"Czarny krąg"

Witam serdecznie.
Długo wyczekiwany rozdział, który budował się we mnie od dawna.

--------------------------------------------------

Rozdział IV 


Obudziłem się , nie wiem dokładnie jaka jest pora dnia. Niepokój panujący w tym miejscu jest nie do opisania.
Pomieszczenie przez noc zmieniło swój kształt, poprzestawiały się regały, drzwi zmieniły miejsce, futryny okien zmieniły kolor.
*To miejsce żyje*

- Iv, Yangin !! Obudźcie się, musimy się ruszać.

- Co jest ?
- Ruszajmy, coś złego się zbliża. To miejsce się przeobraża.
- To już dziś !! Dzisiaj to miejsce zniknie na kilka lat , nie możemy tu zostać.
- To w takim razie musimy szybko się dostać tam gdzie trzeba.
- Nie zdążymy, mamy nie pełny dzień.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szukając jakiegoś znaku gdzie może być ukryte przejście.

- Trzeba najpierw znaleźć przejście w dół, a tam na dole nie będzie na pewno przyjemnie.

Podszedłem do jednego z regałów pełnych książek,

- Wyczuwasz mnie.


Moja ręka zatrzymała się na jednej z książek.

- No zrób to !!
- To co robimy ?
- Przeszliśmy długą drogę by tutaj dotrzeć, na prawdę na samym końcu chcecie zrezygnować ?
- To zbyt ryzykowne.
- Więc zrezygnujcie. Ja idę dalej.

Pociągnąłem za książkę, niedługo po tym usłyszeliśmy trzask.
Jedna ze ścian rozstąpiła się

*Dlaczego Jesteś taki uparty?*


- Nie zostawimy cię !!

Mrok , który powstał przed nami był przerażający i skrywał wielką tajemnicę.

- Chodź do mnie !!

Zwróciłem się bez zastanowienia do wejścia. Ruszyłem nie czekając na Iv i Yangina.
Sam dla Siebie musiałem znaleźć odpowiedź co na mnie tam czeka. I to w dodatku dość długo.

Włożyłem rękę w mrok, poczułem przepływającą przez nią energię.

- No więc kto następny ?
- Co ?!

Odwróciłem się w kierunku Iv i Yangina. Ale ich postacie przysłaniał jej ciemny płaszcz opiewający dymem i cieniem.
Nie mogłem się wyrwać z uścisku mroku, tak jakby coś mnie trzymało po drugiej stronie.
*Nie mogę panikować, muszę co zrobić*

- Iv uciekajcie !!
- Przed czym ?!
- Kolgeanin !!

Odwróciła się w moją stronę. Szyderczo się uśmiechnęła i kopnęła mnie tak że całym ciałem wpadłem w mrok.

- Can !!

Przed obliczem Yangina i Iv pojawiła się postać.
- Macie okazję mnie zobaczyć. Odpuśćcie sobie zanim Was zabiję.
- Przepuść Nas albo siłą przebijemy sobie przejście.
- Iv odpuść !!
- Że co ?
- Składałaś przysięgę.
- Tak jak myślałam, Wilki. Wybaczcie mi, ale muszę dalej poprowadzić Naszego gościa.
- Ale... Nie... Nie pozwolę na to !

Iv wyciągnęła miecz. Yangin szybko podbiegł do Iv, złapał ją z całej siły i próbował wyciągnąć na zewnątrz.

- To jego przeznaczenie !! Nie Nasze !

Postać rozmyła się w mroku, a Yangin wyprowadził wściekłą Iv na zewnątrz.
Drzwi zatrzasnęły się i zapieczętowały jakimś magicznym znakiem.
Wtedy dopiero Yangin puścił Iv.

- Can...

Iv odwróciła się w stronę Yangina i wymierzyła mu potężny cios w twarz.
Nie uchylił się.

- Dlaczego ? Dlaczego Ty to zrobiłeś !!
- Żeby Cię ratować, zabiłaby Nas bez najmniejszego problemu. Nie Jesteśmy w stanie dostrzec Cieni !!
- Yangin, to koniec. Wiesz o tym.
- Tak naglę straciłaś wiarę ? To był Twój pomysł, teraz wszystko od niego zależy.
- A co gdy nie zdąży ?!
- Zdąży !
- Obyś miał rację.

Iv odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę portalu. Gdy Yangin spróbował iść za nią.
Wilczyca wystrzeliła strzałę przed jego nogi, dając tym jasny znak.
Zamieniła się w srebrzystego Wilka i ruszyła w drogę.
Yangin przeszedł przez most, usiadł na ziemi. Ściągnął ekwipunek. Przyjął postać jakby do modlitwy.
*Wybacz, mam nadzieję ,że zrozumiesz jeśli się więcej nie spotkamy*


- Gdzie ja Jestem ?
- W drodze do wyroczni.
- Kim Jesteś ?
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz lepiej podnieś broń.

Z korytarza na wprost mnie dojrzałem odbijające się światło od ścian.
Z oddali widać było dwa szkielety biegnące w moją stronę z pochodniami.
Wyciągnąłem łuk, wypuściłem pierwszą strzałę. Niecelnie.
Ogarnąłem drżenie rąk, Uspokoiłem oddech wycelowałem i wypuściłem drugą strzałę, która przebiła czaszkę jednego ze szkieletów.
Drugi natomiast zbliżył się w tym czasie na bliską odległość. Wyciągnąłem miecz i wymachując jednym cięciem rozciąłem go w pół.
*Zmężniałem czy jak ? Tak łatwo poszło*
Ruszyłem przed siebie na koniec korytarza z którego to przybyły umarlaki.
Ujrzałem wielką spiralę schodów prowadzącą w dół, a na dole co mnie czeka.
Ogromna ciemność przysłaniała jakiekolwiek wyobrażenie, tego co tam może być.
Wypuściłem jasnofioletową strzałę w dół.
*I dalej nic nie widać*
Strzała rozpłynęła się w mroku, a po chwili dopiero słychać było uderzenie jej o twardą podłogę.
Nie czekałem długo, zacząłem zbiegać na dół. Droga była daleka, a wiedziałem ,że rozwiązanie wszystkich zagadek jest właśnie tam.

- Nie poddawaj się tylko.
*Nie zamierzam*

Schodząc piętro po piętrze w mrok czułem jego ciemną energię, która zaczęła pochłaniać mnie.
*Moja energia tutaj już pewnie jest niewyczuwalna*

Kolejne piętro, tutaj nie ma nic. Oprócz schodów, kawałka dłuższego podestu i kolejne schody w dół.
Nie wiem już ile pięter przeszedłem , każde jedno było takie samo.
Wystrzeliłem kolejną strzałę z jasnofioletowym blaskiem.
Trzask był dużo szybciej, a nawet ujrzałem dno tego miejsca.
*Już nie długo*

- Czuję Cię, już Jesteś blisko.

Zszedłem jeszcze dwa piętra w dół i postanowiłem zeskoczyć.
Nie było już tak wysoko, skierowałem swoją energię w stopy i uderzając o ziemie zrobiłem nie wielką dziurę, ale nic mi nie było.
Stanąłem przed wielkimi złotymi drzwiami. Na samą myśl co jest po tamtej stronie całe moje ciało przeszył zimny dreszcz.
Miecze na moich plecach zaczęły drgać.

- To tutaj jest wyrocznia.
- Znowu Ty ?
- Tak. Nie robię tego przeciw Tobie. Tylko dla Nas, Nas wszystkich.
- Taaa.

Ruszyłem w kierunku drzwi.
Oparłem obie ręce na tej olbrzymiej bramie i pchnąłem przed Siebie.
Moim oczom ukazała się komnata w kolorze kobaltu przeplatana złotymi zdobieniami.
Na środku narysowany był krąg dziwnych 11 symboli, a jeden z nich był rozcięty na pół.
Na końcu komnaty stały wielkie kamienne drzwi.

- Wejdź proszę !! Nie każ mi dłużej czekać !!

Usłyszałem krzyk zza wielkich kamiennych drzwi.
Wkroczyłem do komnaty, stanąłem w okręgu.
Nagle oślepłem, Pojawiło się jakieś jasne światło.
Przymknąłem oczy, widziałem tylko sylwetkę Kobiety w bieli.

- Więc Jesteś.
- Kim Jesteś ?
- Jestem wyrocznią, ale nie przepowiem Ci przeznaczenia.
- ...
- Przeszedłeś tą drogę, po to żeby się z nim zmierzyć.

*Z czym ?*

- Zobaczysz, ale zanim tam wejdziesz. Widzisz ten symbol.

Symbol przecięty na pół nagle podświetlił się.

- Ten symbol to Ty, pamiętaj o tym.
Światło zniknęło.
Moje miecze zaczęły drgać mocno, usłyszałem huk walącej się ściany.
Spojrzałem przed siebie i dopiero zrozumiałem, że wielka kamienna ściana schowała się otwierając drogę.
Nagle poczułem wielki fetor wychodzący z tamtej komnaty.

- Czemu się wahasz ?
*Nie waham się*

Ruszyłem pewnym krokiem, wszedłem do tej komnaty.
Zobaczyłem otwarte kamienne pole. I stojącym o głowę większym ode mnie kamiennym posągiem z potężnym mieczem na plecach jak u Yangina.
Na środku rękojeści błyszczał pęknięty na równe pół jasnofioletowy kryształ.

Posąg poruszył się, odwrócił w moją stronę i wyciągnął miecz.
*Jak na posąg to się żwawo rusza*

- Kim Jesteś ?
- Twoją śmiercią, oddaj mi moje miecze !!
- Twoje...
- Tak, Jestem Wolfghar prawowity posiadacz Mieczy Równowagi. Jedyny Bóg tego świata. Oddaj mi je i odejdziesz z życiem.
- Wiesz, wiele razy słyszałem te bajki.

Wyciągnąłem miecze szykując się do walki.
Czułem jak drżą...
*Czy nawet miecze boją się tej istoty?*

- Więc zgiń !!

Nim zdążyłem się ruszyć już był przy moim boku. Zdążyłem się zasłonić mieczami, ale moc uderzenia zwykłej pięści była tak potężna,
że odepchnęła mnie na drugą stronę pomieszczenia.
*Co za siła, to nie żart. Chyba zaczynam żałować, że tak bardzo chciałem tu zejść*

- Nawet szybki Jesteś.
- Buahahahaha ! Szczeniak.

Uderzył pięścią w ziemię. I poczułem potężny ból.
Ściana za mną rozbryzgła kamieniami raniąc moje plecy.
*Jakim cudem ?*

- Lekceważysz mnie
- Chciałeś powiedzieć , że chyba Ty mnie.

Podniosłem się z ziemi, ruszyłem co sił w nogach. Spodziewałem się jego ataku.
Wyciągnął pięść z ziemi i skierował nią w moją stronę, wskoczyłem na nią.
Przebiegłem po jego przedramieniu i wymachnąłem mieczem uderzając w łuk brwiowy nad lewym okiem.
Nic to nie zdziałało. Nawet zarysu rany nie dostrzegłem na jego kamiennej twarzy.
Zaczął wymachiwać ręką by mnie zrzucić. Odskoczyłem na bok.
Ruszył za mną, tym razem łapiąc swój miecz obiema rękami. Biegnąc w moją stronę, zrobił potężny wymach.
Przeskoczyłem nad mieczem robiąc salto i stając na nogach.
Podmuch tego uderzenia zmiótłby wszystko na jego drodze, fala uderzeniowa powietrza była aż tak widoczna.
Dojrzałem ,że kryształ na jego rękojeści zaczął się błyszczeć.
*Czyżby to On dawał mu taką moc*

- Przestań uciekać tylko walcz !

Kolejny atak, tym razem nie zdążyłem się przyjrzeć. Wolfghar stał za mną z mieczem nad głową.
W ostatniej chwili odskoczyłem, spod moich stóp wydobył się jasnofioletowy blask.
Gdyby nie moja energia, nie zdążyłbym. Miecz Wolfghara roztrzaskał podłogę tak mocno ,że powstał sporej wielkości dół.
Skorzystałem z okazji ,że był pochylony chwyciłem za łuk, naładowałem energię i puściłem strzałę w jego kierunku.
Odbił ją ręką z łatwością, ale ujrzałem rozkruszone kilka głazów które odpadły mu z miejsca gdzie zetknął się ze strzałą.

- Czyli da się Ciebie zranić ?
- Ty to raną nazywasz !! Buahaha... Szkoda , że nie dostrzegasz swojej krwi lejącej się z Twoich pleców.
Rozejrzałem się.
*Cholera ma absolutną rację, jeśli czegoś nie zrobię wykrwawię się*
- Boli ?
- Nie !!

Ruszyłem w jego kierunku, zamachnął się wyprowadzając cios z boku.
Wyskoczyłem szybko na bok ,zaparłem się nogami zebrałem moc w mieczach.
Wyparowałem jego cios, przytrzymując jego potężną broń na moich malutkich mieczach.
*Teraz jest dobry moment*
Jego moc była przytłaczająca, ale próbowałem się zbliżyć do rękojeści aby rozbić ten diabelski kamień.
Uległem trochę, licząc na to że jego siła zepchnie mnie w tamtą stronę.
Popuściłem jeden z mieczy, szybko zbliżyłem się do rękojeści, ale nacisk jego miecza był za duży.
Jego miecz zaczął powoli wbijać się w moje ramię. Zebrałem całą moją siłę odepchnąłem go na dosłownie 2 sekundy.
W tym czasie podskoczyłem, zanim jego miecz wróci skierowany w moją pozycję. Dojrzałem kryształ na rękojeści
I uderzyłem. Kamień wyskoczył w gniazda a blask rozświetlił całe pomieszczenie.
Złapałem go drugą ręką. Upadłem na ziemię uderzając o kamienną podłogę.

- Nieee !!

Błysk minął, w komnacie pojawiła się postać wyroczni oraz postać Kolgeana, który śledził mnie do tego momentu.
- Dziękujemy.

Kolejny blask światła wywołany zniknięciem tych 2 postaci, Zniknęły ale w powietrzu wisiała druga połówka jasnofioletowego kryształu.
Nagle w dłoni trzymałem cały jasnofioletowy kryształ.

- To koniec Wolfghar.

Kamienny posąg zaczął się rozsypywać w drobne kamienie.
- Zanim umrę, wprowadzę chaos na tym świecie. Poczujesz moją klątwę.

Wolfghar rozsypał się w końcu w pył.
A ja stałem z jasnofioletowym kamieniem w ręce.
*Czym On Jest?*

- Raczej Kim. Włóż mnie w jedno z gniazd, a się przekonasz.

Podążyłem zgodnie za radą. I umiejscowiłem klejnot w prawym mieczu.
Ujrzałem blask i poczułem napływ mocy. Kamień został przywiązany do gniazda.
Ponownie usłyszałem głos.

- Zbierz pozostałe części Mnie. A stanę się całością Świata. Twojego Świata.




Yangnin wstał czując potężny wstrząs.
- Nie dał rady ? Niee !!
Wieża zniknęła...

Iv stojąca z oddali uroniła łzę , założyła kaptur na głowę i odeszła swoją drogą.

sobota, 21 listopada 2015

"O krok"

Witam serdecznie.
Przepraszam Was bardzo ,za przykrótkie rozdziały
Ale cały swój czas ostatnio poświęcam mojemu życiu :)
Pozdrowienia dla kumatych.

------------------------------------------------------------------

Iv obudziła się dopiero nad ranem, Yangin zresztą też.
Ja siedziałem przy ognisku z wzrokiem wbitym w ognień.
Wiedziałem, że Ona gdzieś tu jest.

- Hej, jak tam ?
- Spokojnie.
- Spałeś coś ?
- Nie... Ruszajmy, szkoda czasu.
- Racja, ale powinieneś odpocząć.
- Dam sobie radę. Przygotowałem posiłek. Smacznego.
*Strasznie oschły się zrobił*

Odszedłem od ogniska i wskoczyłem na moją strażnicę jeszcze z nocy.
Stałem tam rozglądając się po okolicy, nawet dzień wydawał się tutaj straszny.
Mimo tej krainy i obecnej wszędzie śmierci , noc minęła spokojnie.
*Spokojnie, tak jakby ktoś nad nami czuwał*

Iv nie komentując mojego zachowania, wraz z Yanginem usiedli przy kociołku.
Zjedli spokojnie. Wzięli swój ekwipunek. 

- Gotowi ?
- Tak. Ruszajmy.

Wyruszyliśmy w górę, dalej kierując się na wieżę. 
Minęło sporo czasu, ciągła spokojna droga, wydawała Nam wszystkim się dziwna.
Nadzwyczaj zresztą. 
*To kolejna pułapka ?*

Minął prawie dzień drogi.
Doszliśmy do mostu na samym końcu drogi.
Wieżę już było widać jasno i wyraźnie, a raczej jej szczyt.
Ponad ziemię wystawało zaledwie jedno piętro, reszta musiała być w ziemi.
Most znajdował się na ziemi na trawie.
Dziwnie to wyglądało, kiedyś to miejsce musiało wyglądać zupełnie inaczej.

- Skąd ten most ?
- Kiedyś to był teren bardzo górzysty, ale po jednej z kolejnych wojen. Gdy Naharaci zdobyli te ziemię, to wszystko się zmieniło.
- Wojna ?
- Raczej kilka, ale to długa historia.

*Ciekawe jak wygląda współczesna mapa*

- To na cóż czekać, idziemy do wyroczni.

Ruszyłem pierwszy, po moście leżącym na ziemi. Jakoś nie mogłem uwierzyć, że góra wyrosła nad jakąś kiedyś istniejącą przepaścią.
I ta cała ziemia w około wydawała się dla mnie złudzeniem.
Most stał nieruchomo na niej, stanąłem na jego środku i rozejrzałem się po okolicy. Zupełna cisza, spokój.
*Przeraża mnie to, zbyt spokojnie, coś się musi wydarzyć*

Moi towarzysze ruszyli, po chwili całą trójką staliśmy pod wielkimi wrotami do biblioteki magów.
Otworzyliśmy wrota, weszliśmy do środka.
*Kolejny absurdalny widok*
Tak mała wieża , która wydawała się wręcz klaustrofobiczna z zewnątrz.
W środku była wolna przestrzeń wielkości basenu olimpijskiego.
A moc która się tam rozchodziła była ogromna, każdy z Nas czuł tą siłę.

- Chodź do mnie. Czekam tu już tak długo.

Czułem jak coś mnie przyciąga w głąb wieży.

- Musimy zejść na dół, bądźmy ostrożni.
- Tylko jak ?
- Coś tutaj musi być ukryte.
- Zamknij drzwi, odpoczniemy tutaj. Zanim ruszymy dalej.
- ...
- Proszę !
- Dobra, prześpijmy się.
- Jutro będziemy potrzebowali mnóstwo sił.

Rozłożyliśmy się w wszyscy w pobliżu, zabarykadowaliśmy drzwi zamykając je i zasuwając szafką z drewna.

piątek, 20 listopada 2015

"4 z towarzyszy"

Witam serdecznie.
Krótki, zwarty, przejściowy rozdział.

--------------------------------------------------------------------------------------------

*Widziałam to na własne oczy, co się stało ? Ten portal go tak zmienił ? Widział niebezpieczne pułapki, rozmawiał z kimś kogo nie było i przeszyła jego ramię strzała
  A żadnej rany nie było , co tu się dzieje...*

- Yangin ? Jak się trzymasz.
- Dobrze młody, musimy ruszać. Pozbieram tylko ekwipunek swój.
- Gdzie ruszać, odpocznij chwilę.
- Nie mamy czasu zaraz mogą wrócić.

Ruszyliśmy w kierunku wskazanym przez postać. Okazało się , że ściana była iluzją, a za nią znajdował się potężny krąg bijący jasnym światłem.
*Czy to prawdziwy portal*

- Musimy przejść by się przekonać gdzie prowadzi.

Z chwilą zawahania w końcu ruszyliśmy całą trójką przez krąg.
I znaleźliśmy się na powierzchni.
Mimo ,że już nie znajdowaliśmy się w jakimś ciemnym miejscu , powierzchnia nie wyglądała dużo lepiej.
Ciemne niebo, wszędzie ślad który został po przejściu śmierci.
Wszech obecna śmierć dawała o sobie znać w każdym calu tej splugawionej ziemi.
Przed Naszymi oczyma ukazała się wielka góra, na jej szczycie widać było tylko kawałek wysokiej wąskiej budowli.
A droga jak na złość, w kształcie spirali prowadziła na sam szczyt.

Spojrzałem w górę.

- Miną wieki zanim tam dojdziemy.
- Damy radę, opadłeś z sił ?
- Nie, tylko...
- Tam byłeś bohaterem bez zawahania mogącym poświęcić swoje życie, dwukrotnie mnie ratując, a tutaj ?
- Tutaj to Ty mnie ratujesz póki co i chyba będzie lepiej jak tak zostanie.
- Can...

Ruszyłem przed siebie, zostawiając Yangina i Iv za sobą.
Nie do końca zrozumiałem dlaczego to zrobiłem, ale to było coś we mnie.
Tamten świat, ta pułapka mroku, nie była mi tak całkiem obca jakby się zdawało.
I czyżbym w jakiś sposób tęsknił za nią.

Iv i Yangin ruszyli za mną, kawałek w oddali dyskutując ze sobą na jakiś temat.
*Pewien Jestem , że mówią o mnie*

Okolica wydawała się spokojna, ale podświadomie czekałem tylko okazji kiedy wyciągnę swój miecz.
Wiedziałem ,że Jestem słaby. Wiedziałem, że muszę ćwiczyć, tylko tutaj nie ma czasu na zatrzymanie się.

- Can !

Zatrzymałem się na moment, czekając kiedy towarzysze do mnie dojdą.

- Jak się czujesz ?
- Jest dobrze...

Ruszyliśmy razem przed siebie.

- Chcemy rozbić obóz z Iv. Ciężko mi się do tego przyznać, ale ledwo co chodzę.
- Oberwało Ci się mocno ?
- Bywa i tak
- Tylko gdzie ?
- Pójdę na zwiad, zostań z Yanginem.

Iv nie czekając na odpowiedź, zamieniła się w pięknego wilka, którego już miałem okazję ujrzeć
Ruszyła przed siebie. Zbaczając z głównej drogi.

Złapałem Yangina pod ramię. Czułem jak słabnie jego energia
- Nie potrzeba.
- Czuję, że słabniesz 
- Jak ? Jak tak szybko mogłeś się tego nauczyć.
- Nie wiem, czuję dużo więcej niż na początku. Myślę, że zaczynam tu pasować.

Ułożyłem Yangina pod skałą. Odsunąłem się kilka kroków, rozejrzałem się.
Znalazłem kilka patyków, trochę suchych liści.
Wyciągnąłem miecz, podłożyłem kamień pod tą stertę i uderzając mieczem w kamień wywołałem iskrę, która rozpaliła ogień.
*Genialnie* 

Pamiętam jak Yangin opiekował się mną gdy uciekaliśmy z lasu. Teraz moja kolej.
*I starałem sobie przypomnieć wszystkie sytuacje, które mnie spotkały, najbardziej zapadła mi w pamięci kiedy spotkałem Iv na śnieżnej drodze*

O wilku mowa.
*Dosłownie o wilku*
Iv zjawiła się pod postacią wilka
- Już wróciłam. Niestety nie znalazłam nic sensownego. Będziemy musieli sobie tutaj jakoś poradzić.
- Damy sobie radę.

Iv spojrzała na Yangina opartego o kamień, który smacznie już drzemał.
Usiadła przy ognisku , kiwnęła ręką.
Podszedłem i usiadłem przy niej.

- Can , dziękuję za to co tam zrobiłeś.
- Przestań, Jesteśmy towarzyszami tak ?
- No tak...
- Więc nie ma o czym mówić.
- A ta strzała ?
- Nie trafiła mnie.
*Czemu tak się jej przyczepiła*

- Musimy...

Przerwałem jej ,wskazując ręką miejsce przy Yanginie.
- Zajmę wartę pierwszy, Ty odpocznij.
- Ale na pewno...
- Nie Jestem zmęczony, śpij dobrze.

Odszedłem od ogniska, dojrzałem nieduże ale dobrze ustawione drzewo.
Używając mojej duchowej mocy, rozpędziłem się i wbiegłem na nie, łapiąc się na sporej wysokości, rozgałęzienia.
Tam też zrobiłem sobie lokum na straż, drzewo było dość uschnięte przez co widok był otwarty w każdą stronę.

Wieczór był spokojny, niczego niebezpiecznego nie dostrzegłem.
Noc zresztą też szybko minęła, zupełnie nie zapadła by mi w pamięć gdyby nie Ona.
Pojawiła się w oddali, ujrzałem znajomy dym i cień.
Widziałem ,że mnie dostrzegła i sama też wiedziała, że ja widzę ją.
*Śledzi mnie, tylko po co?*

czwartek, 19 listopada 2015

"Nie znamy Siebie"

Witam serdecznie.
Moi drodzy,
Na prawdę się nie znamy. Ale podziwiam Was, że wytrzymaliście.

---------------------------------------------------------------------------------------------------

- Iv, obudź się... Proszę Cię

Iv otworzyła oczy, Od razu odskoczyła na równe nogi.
- Co się stało ?
- Nie pamiętasz ?
- Nie, już przypominam sobie. Jak Ty to zrobiłeś ?
- Co ?

- Iv !! Can !!
- Nie ważne, musimy uratować Yangina !!

Iv chwyciła mnie za rękę i stanęliśmy w bezruchu, spoglądając do o koła , którą drogę wybrać.
Wszędzie było ciemno, tylko w prześwitach światła , które wybiegało pijanym promieniem w różne strony z latarni stojącej na wzgórzu.
Było widać 3 drogi prowadzące na szczyt, każda z nich niewątpliwie to była pułapka.

- Więc w którą stronę do Yangina ?
- Nie wiem !! Na prawdę nie wiem !!


Musiałem szybko coś wymyślić, nie widziałem Iv jeszcze takiej...
Zagubionej i bezsilnej. Znów ja orientowałem się tu jakbym był w domu.

- Wszędzie jest ciemno , głuche echo nie pozwala wybrać najbliższej drogi do jego głosu.

Ujrzałem Ją i dym , przechodzący przez ścianę. U podnóża tego wzgórza, koło jednej z dróg.
*Nie wszystko czego nie widać nie istnieje*

Dokładnie, złapałem za łuk naładowałem się mocą i wystrzeliłem strzałę w kierunku owej ściany.
Wraz z Ivrel byliśmy totalnie zdziwieni, strzała przeleciała przez ścianę jakby przez wodospad wątpliwości.

- Tam jest przejście !!
- Ruszajmy więc, tylko... Ostrożnie mam złe przeczucia.
*Co się z nim stało tutaj ?*

Podbiegliśmy do tej ściany, okazała się fikcyjna. Za nią było przejście do ciemnej jaskini, na której końcu błyszczał jasny płomień.

-To na pewno Yangin !!
Iv ruszyła przed siebie, zdążyłem w ostatniej chwili złapać ją za dłoń i przyciągnąć mocno do Siebie
Ujrzałem jej piękny niebiesko-srebny włos spadający z głowy, ale po za tym nie było jej nic.
*Całe szczęście*
W prześwitach dymu i ciemności widziałem wirujące ostrza przechadzające się wzdłuż i wracające na początek swojej podróży.
Na samym końcu tego tunelu nie wątpliwie stał przykuty łańcuchem Yangin.

- Iv , bądź ostrożna.
- Przecież tu nic nie ma. 
- Nie widzisz tych ostrzy ?

W tym momencie podniosłem kamień z ziemi i rzuciłem w środek korytarza prosto w jedno z ostrzy.
- Jakich ostrzy ?! Co Ty pieprzysz...
Ujrzeliśmy błysk i kamień rozpoławiający się na pół. Podwójny odgłos jego upadku był potwierdzeniem tego co mówię.

- Iv, zaufaj mi. Poczekaj tu na mnie
- Nie, nie możesz !!

Spojrzałem jej głęboko w oczy, odwróciłem i ruszyłem przed Siebie,
*Czemu on, Jest taki... Taki spokojny*

*Dobra, czas się wykazać*

Muszę się skupić, zrobiłem pierwszy krok.
I usłyszałem trzask. Z sufitu wychyliła się mała rureczka, z której wyleciała z dużą prędkością strzała.
Odskoczyłem krok w tył, nie trafiła we mnie.
Wiedziałem że nie byłem na tyle blisko ostrzy , żeby mogły mi coś zrobić, ale od razu się domyśliłem.
*Jeśli jest więcej takich pułapek, to przejście jest śmiercionośne. Muszę uważać*

- Yangin trzymaj się tam !!

Wyciągnąłem jeden miecz i ruszyłem biegiem przed siebie. 
Od Yangina dzieliło mnie zaledwie 50 metrów, to nie dużo.
Biegnąc słyszałem ciągłe trzaski, które wywoływały kolejne wylatujące strzały.
Jedna z nich leciała wprost na mnie i gdy już miałem się zasłonić, ujrzałem w ostatniej chwili ostrze wyłaniające się z cienia i dymu.
Przeskoczyłem nad nim wyciągając się jak najprościej umiem. Przeleciałem nad tym dzikim ostrzem robiąc salto i wylądowałem na nogach wprost na kostce, która uruchomiła kolejną pułapkę.
Z obu stron wyciągnęły się ze ściany kolejne ostrza na wysokości mojego torsu i ruszyły równocześnie w moją stronę.
Przekulałem się pod nimi, naciskając przy tym kilka kolejnych kostek. 
Rozbiłem mieczem nadlatujące strzały i zobaczyłem Ją stojącą na samym końcu korytarza.

Ruszyłem biegiem przed siebie, poruszanie się w tym korytarzu naprawdę sprawiało problem.
Każdy krok to pułapka, uciekanie przed ostrzami, kucanie, podskoki.
I ostatnia prosta, bieg...

- Czego chcesz ?

Wyciągnęła miecz i wykierowała go w moją stronę.

- Yangin już idę po Ciebie !!

Wyciągnąłem swój drugi miecz i omijając ostatnie ostrze. Wbiegłem prosto w Nią.
Zniknęła, rozproszyła się w dymie, chwilę przed tym usłyszałem trzask.

- Can uważaj !!

Ta strzała...
Przeleciała przez moje ramię. Nie zadając ,żadnej rany...
*Jak to możliwe? Teraz to mało ważne*

Rozejrzałem się, znalazłem dźwignię która zatrzymała wszystkie pułapki i zacząłem ściągać Yangina z dybów na ścianie.
Iv zjawiła się z szybkością strzały i od razu ruszyła do akcji ratunkowej.
Z Yanginem było wszystko w porządku.

- Brawo, Kolejny raz mnie zadziwiłeś.
- Czego chcesz w końcu !
- Upewniłam się tylko...

Wskazała lewą ręką gdzie jest kolejna fikcyjna ściana. Skinęła głową i zniknęła w dymie i cieniu.

*Czy za tą ścianą jest portal ?*

Iv podbiegła do mnie upewniając się, że z Yanginem nic złego się nie dzieje.
-Dzięki Can

Oglądała mnie z każdej strony.
- Gdzie Twoja rana ?
- Jaka rana ?
- Przecież, ta strzała ?
- Nic mi nie jest.

*Jak to możliwe, nie miał szansy uniknąć tej strzały, co tu się dzieje ?*