niedziela, 22 listopada 2015

"Czarny krąg"

Witam serdecznie.
Długo wyczekiwany rozdział, który budował się we mnie od dawna.

--------------------------------------------------

Rozdział IV 


Obudziłem się , nie wiem dokładnie jaka jest pora dnia. Niepokój panujący w tym miejscu jest nie do opisania.
Pomieszczenie przez noc zmieniło swój kształt, poprzestawiały się regały, drzwi zmieniły miejsce, futryny okien zmieniły kolor.
*To miejsce żyje*

- Iv, Yangin !! Obudźcie się, musimy się ruszać.

- Co jest ?
- Ruszajmy, coś złego się zbliża. To miejsce się przeobraża.
- To już dziś !! Dzisiaj to miejsce zniknie na kilka lat , nie możemy tu zostać.
- To w takim razie musimy szybko się dostać tam gdzie trzeba.
- Nie zdążymy, mamy nie pełny dzień.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szukając jakiegoś znaku gdzie może być ukryte przejście.

- Trzeba najpierw znaleźć przejście w dół, a tam na dole nie będzie na pewno przyjemnie.

Podszedłem do jednego z regałów pełnych książek,

- Wyczuwasz mnie.


Moja ręka zatrzymała się na jednej z książek.

- No zrób to !!
- To co robimy ?
- Przeszliśmy długą drogę by tutaj dotrzeć, na prawdę na samym końcu chcecie zrezygnować ?
- To zbyt ryzykowne.
- Więc zrezygnujcie. Ja idę dalej.

Pociągnąłem za książkę, niedługo po tym usłyszeliśmy trzask.
Jedna ze ścian rozstąpiła się

*Dlaczego Jesteś taki uparty?*


- Nie zostawimy cię !!

Mrok , który powstał przed nami był przerażający i skrywał wielką tajemnicę.

- Chodź do mnie !!

Zwróciłem się bez zastanowienia do wejścia. Ruszyłem nie czekając na Iv i Yangina.
Sam dla Siebie musiałem znaleźć odpowiedź co na mnie tam czeka. I to w dodatku dość długo.

Włożyłem rękę w mrok, poczułem przepływającą przez nią energię.

- No więc kto następny ?
- Co ?!

Odwróciłem się w kierunku Iv i Yangina. Ale ich postacie przysłaniał jej ciemny płaszcz opiewający dymem i cieniem.
Nie mogłem się wyrwać z uścisku mroku, tak jakby coś mnie trzymało po drugiej stronie.
*Nie mogę panikować, muszę co zrobić*

- Iv uciekajcie !!
- Przed czym ?!
- Kolgeanin !!

Odwróciła się w moją stronę. Szyderczo się uśmiechnęła i kopnęła mnie tak że całym ciałem wpadłem w mrok.

- Can !!

Przed obliczem Yangina i Iv pojawiła się postać.
- Macie okazję mnie zobaczyć. Odpuśćcie sobie zanim Was zabiję.
- Przepuść Nas albo siłą przebijemy sobie przejście.
- Iv odpuść !!
- Że co ?
- Składałaś przysięgę.
- Tak jak myślałam, Wilki. Wybaczcie mi, ale muszę dalej poprowadzić Naszego gościa.
- Ale... Nie... Nie pozwolę na to !

Iv wyciągnęła miecz. Yangin szybko podbiegł do Iv, złapał ją z całej siły i próbował wyciągnąć na zewnątrz.

- To jego przeznaczenie !! Nie Nasze !

Postać rozmyła się w mroku, a Yangin wyprowadził wściekłą Iv na zewnątrz.
Drzwi zatrzasnęły się i zapieczętowały jakimś magicznym znakiem.
Wtedy dopiero Yangin puścił Iv.

- Can...

Iv odwróciła się w stronę Yangina i wymierzyła mu potężny cios w twarz.
Nie uchylił się.

- Dlaczego ? Dlaczego Ty to zrobiłeś !!
- Żeby Cię ratować, zabiłaby Nas bez najmniejszego problemu. Nie Jesteśmy w stanie dostrzec Cieni !!
- Yangin, to koniec. Wiesz o tym.
- Tak naglę straciłaś wiarę ? To był Twój pomysł, teraz wszystko od niego zależy.
- A co gdy nie zdąży ?!
- Zdąży !
- Obyś miał rację.

Iv odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę portalu. Gdy Yangin spróbował iść za nią.
Wilczyca wystrzeliła strzałę przed jego nogi, dając tym jasny znak.
Zamieniła się w srebrzystego Wilka i ruszyła w drogę.
Yangin przeszedł przez most, usiadł na ziemi. Ściągnął ekwipunek. Przyjął postać jakby do modlitwy.
*Wybacz, mam nadzieję ,że zrozumiesz jeśli się więcej nie spotkamy*


- Gdzie ja Jestem ?
- W drodze do wyroczni.
- Kim Jesteś ?
- Dowiesz się w swoim czasie, a teraz lepiej podnieś broń.

Z korytarza na wprost mnie dojrzałem odbijające się światło od ścian.
Z oddali widać było dwa szkielety biegnące w moją stronę z pochodniami.
Wyciągnąłem łuk, wypuściłem pierwszą strzałę. Niecelnie.
Ogarnąłem drżenie rąk, Uspokoiłem oddech wycelowałem i wypuściłem drugą strzałę, która przebiła czaszkę jednego ze szkieletów.
Drugi natomiast zbliżył się w tym czasie na bliską odległość. Wyciągnąłem miecz i wymachując jednym cięciem rozciąłem go w pół.
*Zmężniałem czy jak ? Tak łatwo poszło*
Ruszyłem przed siebie na koniec korytarza z którego to przybyły umarlaki.
Ujrzałem wielką spiralę schodów prowadzącą w dół, a na dole co mnie czeka.
Ogromna ciemność przysłaniała jakiekolwiek wyobrażenie, tego co tam może być.
Wypuściłem jasnofioletową strzałę w dół.
*I dalej nic nie widać*
Strzała rozpłynęła się w mroku, a po chwili dopiero słychać było uderzenie jej o twardą podłogę.
Nie czekałem długo, zacząłem zbiegać na dół. Droga była daleka, a wiedziałem ,że rozwiązanie wszystkich zagadek jest właśnie tam.

- Nie poddawaj się tylko.
*Nie zamierzam*

Schodząc piętro po piętrze w mrok czułem jego ciemną energię, która zaczęła pochłaniać mnie.
*Moja energia tutaj już pewnie jest niewyczuwalna*

Kolejne piętro, tutaj nie ma nic. Oprócz schodów, kawałka dłuższego podestu i kolejne schody w dół.
Nie wiem już ile pięter przeszedłem , każde jedno było takie samo.
Wystrzeliłem kolejną strzałę z jasnofioletowym blaskiem.
Trzask był dużo szybciej, a nawet ujrzałem dno tego miejsca.
*Już nie długo*

- Czuję Cię, już Jesteś blisko.

Zszedłem jeszcze dwa piętra w dół i postanowiłem zeskoczyć.
Nie było już tak wysoko, skierowałem swoją energię w stopy i uderzając o ziemie zrobiłem nie wielką dziurę, ale nic mi nie było.
Stanąłem przed wielkimi złotymi drzwiami. Na samą myśl co jest po tamtej stronie całe moje ciało przeszył zimny dreszcz.
Miecze na moich plecach zaczęły drgać.

- To tutaj jest wyrocznia.
- Znowu Ty ?
- Tak. Nie robię tego przeciw Tobie. Tylko dla Nas, Nas wszystkich.
- Taaa.

Ruszyłem w kierunku drzwi.
Oparłem obie ręce na tej olbrzymiej bramie i pchnąłem przed Siebie.
Moim oczom ukazała się komnata w kolorze kobaltu przeplatana złotymi zdobieniami.
Na środku narysowany był krąg dziwnych 11 symboli, a jeden z nich był rozcięty na pół.
Na końcu komnaty stały wielkie kamienne drzwi.

- Wejdź proszę !! Nie każ mi dłużej czekać !!

Usłyszałem krzyk zza wielkich kamiennych drzwi.
Wkroczyłem do komnaty, stanąłem w okręgu.
Nagle oślepłem, Pojawiło się jakieś jasne światło.
Przymknąłem oczy, widziałem tylko sylwetkę Kobiety w bieli.

- Więc Jesteś.
- Kim Jesteś ?
- Jestem wyrocznią, ale nie przepowiem Ci przeznaczenia.
- ...
- Przeszedłeś tą drogę, po to żeby się z nim zmierzyć.

*Z czym ?*

- Zobaczysz, ale zanim tam wejdziesz. Widzisz ten symbol.

Symbol przecięty na pół nagle podświetlił się.

- Ten symbol to Ty, pamiętaj o tym.
Światło zniknęło.
Moje miecze zaczęły drgać mocno, usłyszałem huk walącej się ściany.
Spojrzałem przed siebie i dopiero zrozumiałem, że wielka kamienna ściana schowała się otwierając drogę.
Nagle poczułem wielki fetor wychodzący z tamtej komnaty.

- Czemu się wahasz ?
*Nie waham się*

Ruszyłem pewnym krokiem, wszedłem do tej komnaty.
Zobaczyłem otwarte kamienne pole. I stojącym o głowę większym ode mnie kamiennym posągiem z potężnym mieczem na plecach jak u Yangina.
Na środku rękojeści błyszczał pęknięty na równe pół jasnofioletowy kryształ.

Posąg poruszył się, odwrócił w moją stronę i wyciągnął miecz.
*Jak na posąg to się żwawo rusza*

- Kim Jesteś ?
- Twoją śmiercią, oddaj mi moje miecze !!
- Twoje...
- Tak, Jestem Wolfghar prawowity posiadacz Mieczy Równowagi. Jedyny Bóg tego świata. Oddaj mi je i odejdziesz z życiem.
- Wiesz, wiele razy słyszałem te bajki.

Wyciągnąłem miecze szykując się do walki.
Czułem jak drżą...
*Czy nawet miecze boją się tej istoty?*

- Więc zgiń !!

Nim zdążyłem się ruszyć już był przy moim boku. Zdążyłem się zasłonić mieczami, ale moc uderzenia zwykłej pięści była tak potężna,
że odepchnęła mnie na drugą stronę pomieszczenia.
*Co za siła, to nie żart. Chyba zaczynam żałować, że tak bardzo chciałem tu zejść*

- Nawet szybki Jesteś.
- Buahahahaha ! Szczeniak.

Uderzył pięścią w ziemię. I poczułem potężny ból.
Ściana za mną rozbryzgła kamieniami raniąc moje plecy.
*Jakim cudem ?*

- Lekceważysz mnie
- Chciałeś powiedzieć , że chyba Ty mnie.

Podniosłem się z ziemi, ruszyłem co sił w nogach. Spodziewałem się jego ataku.
Wyciągnął pięść z ziemi i skierował nią w moją stronę, wskoczyłem na nią.
Przebiegłem po jego przedramieniu i wymachnąłem mieczem uderzając w łuk brwiowy nad lewym okiem.
Nic to nie zdziałało. Nawet zarysu rany nie dostrzegłem na jego kamiennej twarzy.
Zaczął wymachiwać ręką by mnie zrzucić. Odskoczyłem na bok.
Ruszył za mną, tym razem łapiąc swój miecz obiema rękami. Biegnąc w moją stronę, zrobił potężny wymach.
Przeskoczyłem nad mieczem robiąc salto i stając na nogach.
Podmuch tego uderzenia zmiótłby wszystko na jego drodze, fala uderzeniowa powietrza była aż tak widoczna.
Dojrzałem ,że kryształ na jego rękojeści zaczął się błyszczeć.
*Czyżby to On dawał mu taką moc*

- Przestań uciekać tylko walcz !

Kolejny atak, tym razem nie zdążyłem się przyjrzeć. Wolfghar stał za mną z mieczem nad głową.
W ostatniej chwili odskoczyłem, spod moich stóp wydobył się jasnofioletowy blask.
Gdyby nie moja energia, nie zdążyłbym. Miecz Wolfghara roztrzaskał podłogę tak mocno ,że powstał sporej wielkości dół.
Skorzystałem z okazji ,że był pochylony chwyciłem za łuk, naładowałem energię i puściłem strzałę w jego kierunku.
Odbił ją ręką z łatwością, ale ujrzałem rozkruszone kilka głazów które odpadły mu z miejsca gdzie zetknął się ze strzałą.

- Czyli da się Ciebie zranić ?
- Ty to raną nazywasz !! Buahaha... Szkoda , że nie dostrzegasz swojej krwi lejącej się z Twoich pleców.
Rozejrzałem się.
*Cholera ma absolutną rację, jeśli czegoś nie zrobię wykrwawię się*
- Boli ?
- Nie !!

Ruszyłem w jego kierunku, zamachnął się wyprowadzając cios z boku.
Wyskoczyłem szybko na bok ,zaparłem się nogami zebrałem moc w mieczach.
Wyparowałem jego cios, przytrzymując jego potężną broń na moich malutkich mieczach.
*Teraz jest dobry moment*
Jego moc była przytłaczająca, ale próbowałem się zbliżyć do rękojeści aby rozbić ten diabelski kamień.
Uległem trochę, licząc na to że jego siła zepchnie mnie w tamtą stronę.
Popuściłem jeden z mieczy, szybko zbliżyłem się do rękojeści, ale nacisk jego miecza był za duży.
Jego miecz zaczął powoli wbijać się w moje ramię. Zebrałem całą moją siłę odepchnąłem go na dosłownie 2 sekundy.
W tym czasie podskoczyłem, zanim jego miecz wróci skierowany w moją pozycję. Dojrzałem kryształ na rękojeści
I uderzyłem. Kamień wyskoczył w gniazda a blask rozświetlił całe pomieszczenie.
Złapałem go drugą ręką. Upadłem na ziemię uderzając o kamienną podłogę.

- Nieee !!

Błysk minął, w komnacie pojawiła się postać wyroczni oraz postać Kolgeana, który śledził mnie do tego momentu.
- Dziękujemy.

Kolejny blask światła wywołany zniknięciem tych 2 postaci, Zniknęły ale w powietrzu wisiała druga połówka jasnofioletowego kryształu.
Nagle w dłoni trzymałem cały jasnofioletowy kryształ.

- To koniec Wolfghar.

Kamienny posąg zaczął się rozsypywać w drobne kamienie.
- Zanim umrę, wprowadzę chaos na tym świecie. Poczujesz moją klątwę.

Wolfghar rozsypał się w końcu w pył.
A ja stałem z jasnofioletowym kamieniem w ręce.
*Czym On Jest?*

- Raczej Kim. Włóż mnie w jedno z gniazd, a się przekonasz.

Podążyłem zgodnie za radą. I umiejscowiłem klejnot w prawym mieczu.
Ujrzałem blask i poczułem napływ mocy. Kamień został przywiązany do gniazda.
Ponownie usłyszałem głos.

- Zbierz pozostałe części Mnie. A stanę się całością Świata. Twojego Świata.




Yangnin wstał czując potężny wstrząs.
- Nie dał rady ? Niee !!
Wieża zniknęła...

Iv stojąca z oddali uroniła łzę , założyła kaptur na głowę i odeszła swoją drogą.

2 komentarze:

  1. Wuuuut??? ale ze co.
    nie, musze pozbierac mysli, przczytac jeszcze raz.
    ALe jak to!!!?

    OdpowiedzUsuń
  2. No chyba nie!
    Chwileczka... Że niby... No nie!
    Chyba za dużo oranżady jak na dziś, bo mam jakieś zwidy!
    Jeśli to prawda to... Nie zezwalałam i koniec. :C
    Nie pozdrawiam, bo jestem troszkę rozbita, jednakże ślę wenę, żebyś mi to wszystko logicznie wytłumaczył.
    Er-Ka <3

    OdpowiedzUsuń