piątek, 20 listopada 2015

"4 z towarzyszy"

Witam serdecznie.
Krótki, zwarty, przejściowy rozdział.

--------------------------------------------------------------------------------------------

*Widziałam to na własne oczy, co się stało ? Ten portal go tak zmienił ? Widział niebezpieczne pułapki, rozmawiał z kimś kogo nie było i przeszyła jego ramię strzała
  A żadnej rany nie było , co tu się dzieje...*

- Yangin ? Jak się trzymasz.
- Dobrze młody, musimy ruszać. Pozbieram tylko ekwipunek swój.
- Gdzie ruszać, odpocznij chwilę.
- Nie mamy czasu zaraz mogą wrócić.

Ruszyliśmy w kierunku wskazanym przez postać. Okazało się , że ściana była iluzją, a za nią znajdował się potężny krąg bijący jasnym światłem.
*Czy to prawdziwy portal*

- Musimy przejść by się przekonać gdzie prowadzi.

Z chwilą zawahania w końcu ruszyliśmy całą trójką przez krąg.
I znaleźliśmy się na powierzchni.
Mimo ,że już nie znajdowaliśmy się w jakimś ciemnym miejscu , powierzchnia nie wyglądała dużo lepiej.
Ciemne niebo, wszędzie ślad który został po przejściu śmierci.
Wszech obecna śmierć dawała o sobie znać w każdym calu tej splugawionej ziemi.
Przed Naszymi oczyma ukazała się wielka góra, na jej szczycie widać było tylko kawałek wysokiej wąskiej budowli.
A droga jak na złość, w kształcie spirali prowadziła na sam szczyt.

Spojrzałem w górę.

- Miną wieki zanim tam dojdziemy.
- Damy radę, opadłeś z sił ?
- Nie, tylko...
- Tam byłeś bohaterem bez zawahania mogącym poświęcić swoje życie, dwukrotnie mnie ratując, a tutaj ?
- Tutaj to Ty mnie ratujesz póki co i chyba będzie lepiej jak tak zostanie.
- Can...

Ruszyłem przed siebie, zostawiając Yangina i Iv za sobą.
Nie do końca zrozumiałem dlaczego to zrobiłem, ale to było coś we mnie.
Tamten świat, ta pułapka mroku, nie była mi tak całkiem obca jakby się zdawało.
I czyżbym w jakiś sposób tęsknił za nią.

Iv i Yangin ruszyli za mną, kawałek w oddali dyskutując ze sobą na jakiś temat.
*Pewien Jestem , że mówią o mnie*

Okolica wydawała się spokojna, ale podświadomie czekałem tylko okazji kiedy wyciągnę swój miecz.
Wiedziałem ,że Jestem słaby. Wiedziałem, że muszę ćwiczyć, tylko tutaj nie ma czasu na zatrzymanie się.

- Can !

Zatrzymałem się na moment, czekając kiedy towarzysze do mnie dojdą.

- Jak się czujesz ?
- Jest dobrze...

Ruszyliśmy razem przed siebie.

- Chcemy rozbić obóz z Iv. Ciężko mi się do tego przyznać, ale ledwo co chodzę.
- Oberwało Ci się mocno ?
- Bywa i tak
- Tylko gdzie ?
- Pójdę na zwiad, zostań z Yanginem.

Iv nie czekając na odpowiedź, zamieniła się w pięknego wilka, którego już miałem okazję ujrzeć
Ruszyła przed siebie. Zbaczając z głównej drogi.

Złapałem Yangina pod ramię. Czułem jak słabnie jego energia
- Nie potrzeba.
- Czuję, że słabniesz 
- Jak ? Jak tak szybko mogłeś się tego nauczyć.
- Nie wiem, czuję dużo więcej niż na początku. Myślę, że zaczynam tu pasować.

Ułożyłem Yangina pod skałą. Odsunąłem się kilka kroków, rozejrzałem się.
Znalazłem kilka patyków, trochę suchych liści.
Wyciągnąłem miecz, podłożyłem kamień pod tą stertę i uderzając mieczem w kamień wywołałem iskrę, która rozpaliła ogień.
*Genialnie* 

Pamiętam jak Yangin opiekował się mną gdy uciekaliśmy z lasu. Teraz moja kolej.
*I starałem sobie przypomnieć wszystkie sytuacje, które mnie spotkały, najbardziej zapadła mi w pamięci kiedy spotkałem Iv na śnieżnej drodze*

O wilku mowa.
*Dosłownie o wilku*
Iv zjawiła się pod postacią wilka
- Już wróciłam. Niestety nie znalazłam nic sensownego. Będziemy musieli sobie tutaj jakoś poradzić.
- Damy sobie radę.

Iv spojrzała na Yangina opartego o kamień, który smacznie już drzemał.
Usiadła przy ognisku , kiwnęła ręką.
Podszedłem i usiadłem przy niej.

- Can , dziękuję za to co tam zrobiłeś.
- Przestań, Jesteśmy towarzyszami tak ?
- No tak...
- Więc nie ma o czym mówić.
- A ta strzała ?
- Nie trafiła mnie.
*Czemu tak się jej przyczepiła*

- Musimy...

Przerwałem jej ,wskazując ręką miejsce przy Yanginie.
- Zajmę wartę pierwszy, Ty odpocznij.
- Ale na pewno...
- Nie Jestem zmęczony, śpij dobrze.

Odszedłem od ogniska, dojrzałem nieduże ale dobrze ustawione drzewo.
Używając mojej duchowej mocy, rozpędziłem się i wbiegłem na nie, łapiąc się na sporej wysokości, rozgałęzienia.
Tam też zrobiłem sobie lokum na straż, drzewo było dość uschnięte przez co widok był otwarty w każdą stronę.

Wieczór był spokojny, niczego niebezpiecznego nie dostrzegłem.
Noc zresztą też szybko minęła, zupełnie nie zapadła by mi w pamięć gdyby nie Ona.
Pojawiła się w oddali, ujrzałem znajomy dym i cień.
Widziałem ,że mnie dostrzegła i sama też wiedziała, że ja widzę ją.
*Śledzi mnie, tylko po co?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz