poniedziałek, 16 listopada 2015

"Kości zostały rzucone"

Witam serdecznie.
Chciałbym życzyć powodzenia w czytaniu.
Pozdrawiam

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Iv ruszyła pierwsza nie marnując czasu, którego i tak nie mieliśmy za dużo.
*Tylko dlaczego, co się tak bardzo zmieniło ?*

Yangin wskoczył zaraz za nią, powoli zmierzali ku górze. Opierając się na małych kamieniach.
Zastanawiam się jakim cudem w ogóle udaje im się wspinać w górę.
Przecież cały ekwipunek, broń, strzały, lekarstwa. To waży, a oni skaczą sobie z kamyczka na kamień jak żaba w wodzie.
*Z tego co pamiętam to wilki nie wspinają się jak kozy po pionowych ścianach*

Iv z Yanginem byli już prawie 5 metrów nad ziemią.

- No chodź !! Na co czekasz.
- Niby jak mam to zrobić ? Moja fizyczna siła jest słaba, nie mam siły w rękach , aby się wspinać.
- Czego się uczyłeś przez te kilka dni ?

*No tak, jaki głupi jestem*

Ruszyłem , podszedłem pod ścianę zaparłem się na pierwszym wystającym kamieniu nad moją głową. Spróbowałem podciągnąć się tylko siłą moich ramion, ale nie mogłem.
Moje miecze mimo, że nie należały do najcięższych wraz z łukiem i kołczanem strzał na moich plecach. Sprawiały wrażenie bardzo ciążących mi w tej przeprawie.
*No nic muszę się skupić*
Wytężyłem swój umysł aby zebrać myśli. Starałem się naładować energią.
Przelać ją w me dłonie i stopy , aby móc się wspinać z łatwością.
Prawie mi się to udało, moje ciało rozbłysnęło nagłym jasnofioletowym blaskiem.
Ruszyłem w górę, pokonałem kilka kamieni i znalazłem się na wysokości ponad 2 metrów.

- Brawo Can, oby tak dalej !!

Yangin wraz z Wilczycą wisieli już na szczycie i czekali na mnie.
Kompletnie ich nie słyszałem.

- Co ?!

Rozproszyłem swoją uwagę i nie kontrolowanym napływem siły urwałem jeden z kamieni. Spadając na plecy z wysokości.
- Nic mi nie Jest !!

Iv z Yanginem zaczęli dyskutować spokojnie nie zwracając uwagi na moje kolejne próby wspięcia się do góry.
*No co do... Muszę się uspokoić, Wdech i wydech*

Spróbowałem chyba po raz piąty, spokojnie oddychając.
Ruszyłem do góry, ostrożnie łapiąc kamienie zacząłem w końcu ruszać do góry.
Moje myśli kołatały się, czym wyżej byłem tym bardziej czułem ekscytacje , która rozbijała moje skupienie.
*Muszę, coś zrobić... Czuje, że pod moją ręką kruszeje kamień.
Przy takiej wysokości mogłoby się to trochę źle skończyć.*

W moim posiadaniu są miecze, jakiegoś wielkiego mistrza.
Nikt nie może ich nosić, a ja je mam. Mam w sobie wystarczającą siłę , żeby pokonać tą ścianę.
*Już bierz się do roboty*

Skupiłem się na tym ,że muszę dojść do moich towarzyszy. Najpierw lewa ręka, prawa noga następnie prawa ręka i lewa noga.
Metr po metrze coraz wyżej, aż doszedłem w końcu do szczytu.
Wisieliśmy całą trójką na szczycie.
*Czemu nie wychodzimy całkiem*

- Nareszcie !
- Iv, proszę Cię. To nie takie łatwe.
- Może ale mam nadzieję, że lepiej Ci pójdzie w walce.
- Jakiej walce ?
- Gdy wejdziemy do góry. Może być różnie, za niedługo dojdziemy do portalu.
- Portal ? Hmm... więc pewnie ma ochronę.
- Dokładnie, od tej pory miej się na baczności. Ta skała to granica z ziemią Naharatów
- Nieumarli.

Iv wyskoczyła na górę skały potem Yangin, a na koniec ja.
To co zobaczyłem zamurowało mnie, chyba po raz kolejny w tym świecie.
Nie spodziewałem się takiej różnicy między terytorium.
Ziemia była spłowiała, martwa. ciemna i bez życia, żadnej roślinności.
Nie było nawet ździebełka trawy, a pobliski las to koszmarny zagajnik ledwo co stojących wyschniętych drzew.
Z oddali było widać ciemne niebo, jakby słońce w tej krainie nigdy nie istniało.
Na przeciwko mnie ujrzałem rzężący się jasnym światłem okrąg. Światło było mocne mimo tego ,że ów okrąg czyli portal stał w oddali.

- Dokąd prowadzi ?
- Do podstawy góry, na której szczycie jest wieża.

Poczułem nagłą potrzebę oddalenia się od tego miejsca.
- Nie traćmy czasu.
*Cóż za zmiana*

Nie ukrywam ten widok wstrząsnął mną, śmierć wszech ogarniała to miejsce.
Nawet czułem woń ,zmarłych ciał.

Ruszyliśmy drogą w kierunku portalu.
Iv przygotowała swój łuk, była gotowa w każdej chwili do strzału.
Yangin pod ręką trzymał swój miecz, więc i ja złapałem.
*Chodzić z podniesionymi rękami, może i świr ze mnie ale nie aż tak*
Odpiąłem wcześniej przygotowaną zaczepkę przy pochwach na miecze i zsunęły się one na wysokość moich bioder. Z takiej perspektywy mogłem je wyciągnąć bez żadnego problemu nie z góry , tylko z boków mojego ciała. Mogło to mieć wielkie znaczenie w niektórych sytuacjach.

Nagle poczułem powiew z naprzeciwka.
Odruchowo wyciągnąłem miecze przed siebie trzymając ręce na krzyż.
Efekt litery "x" w którą się ułożyły miecze ochronił mnie przed lecącą strzałą.

- Nieźle Can

*Zaczęło się*

Yangin śmiało już dobył swojej broni.
- Bądźcie gotowi to pewnie szkielety.

Iv wypuściła kilka strzał w kierunku z której przybyła ta wcześniejsza.
Nagle przed naszymi oczami ukazał się mały oddział kościotrupów.
Składał się z ośmiu kościstych postaci, dwóch łuczników na tyłach oddziału.
Czterech szkielecików z dużymi drewnianymi tarczami z przykrótkim mieczem, oraz dwóch wyposażonych w wielki półtora ręczny miecz.
Iv schowała łuk na plecy i wyciągnęła swój miecz.

*Więc tak wyglądają dokładnie żywe szkielety. Nieciekawy widok, kości bez ludzkiej tkanki*

- Szkoda czasu, przeróbmy je na kości dla psów.

Yangin wysunął się bardziej na lewo, Iv zaś w przeciwnym kierunku.
Ja sam z wyciągniętymi dwoma mieczami w pozycji bojowej zostałem na środku czekając na to co się wydarzy.
Szkielety rozproszyły się, po jednym z każdego rodzaju broni na Iv i Yangina.
Dla mnie zostały dwa kościste ścierwa z tarczami.
Nie miałem wyboru, ruszyłem szybko do walki.
Podbiegłem do nich, jeden ustawił się po lewej, drugi zaś po prawej.
*Mam dwa miecze, nie powinno to stanowić problemu*
Skupiłem się na walce, a mimo to kątem oka obserwowałem poczynania Iv i Yangina.
Szkielet z lewej strony rozpoczął natarcie, próbując przewrócić mnie swą tarczą, zaprałem się nogą.
Zasłoniłem się skrzyżowanymi mieczami by utrzymać go w ryzach, poczułem zamach drugiego szkieletu.
Odskoczyłem w lewo w ostatnim momencie przed uderzeniem miecza.
*Widzę, że chłopaki nie żartują*
Szkielety ruszyły w moją stronę wymachując mieczami w różnych kierunkach.
Ja cofałem się w defensywie do tyłu. Wyparowując na przemian każdy cios.
Raz jednym mieczem a raz drugim.
Iv radziła sobie dobrze unikając strzał i ataków pozostałych szkieletów.
Yangin też dobrze walczył, spychał właśnie szkielety do defensywy.
*Tylko ja się tak męczę ?*
Przed kolejnym atakiem z góry zasłoniłem się lewym mieczem, 
*Czas zacząć atakować*
Prawym zaś próbując pchnąć mym ostrzem szkieletu, trafiłem mu między żebra.
Uświadomiłem sobie w tym momencie, że pchnięcia nie zdadzą egzaminu. Tylko szerokie zamachy.
Wyciągnąłem szybko ostrze z żeber martwego biedaka i zobaczyłem miecz drugiego szkieletu, który podążał w kierunku mojej szyi.
Kucnąłem w ostatniej chwili, miecz znów uderzył w tarczę swojego kościanego towarzysza.
Odskoczyłem do tyłu. 
*Już wiem*
Odparowałem kilka nieszkodliwych ciosów z rąk szkieletów i wyczekałem momentu kiedy jeden z nich zamachnął się wyprowadzając cios z nad głowy.
W tym momencie odskoczyłem na bok i wymierzyłem cios lewą ręką, biorąc zamach z prawej strony mojego ciała do lewej.
Szkielet nie spodziewał się tego i został rozłupany na pół w okolicach miednicy.
Drugi zaś nie przestraszony moim wyczynem , przebiegając po podwójnych zwłokach swojego towarzysza ruszył znów z tarczą na mnie.
Zatrzymałem go zapierając się ponownie, zebrałem trochę swojej duchowej siły i wymierzyłem kopniaka w sam środek tarczy. Odepchnąłem tym szkieletu
Kościotrup oprał się na ziemi na tarczy. Podbiegłem do niego, wyskoczyłam wysoko i zbierając moją moc duchową w mieczach uderzyłem go z powietrza.
Ostrza rozłupały wszystkie kości od czaszki poprzez obojczyk ,żebra a skończywszy na miednicy.
Będąc już na ziemi, przykucnąłem na kolanie czując zmęczenie.

Nagle ujrzałem postać Iv biegnącą w moją stronę, strzała leciała równolegle do niej wcelowana we mnie.
Nie miałem siły się podnieść.
*Nie zdążę , niech to*
Nagle tarcza przeleciała przed moją twarzą i odbiła lecącą strzałę.
Iv zatrzymała się w sekundzie odwróciła i wycelowała idealny strzał prosto w czaszkę przeciwnika.

- Nie ma za co młody ! Nie nadużywaj mocy od razu.
- Nieźle nam poszło.

Podniosłem się z ziemi.
- Czekaliście na mnie prawda ?
- ...
- No trochę.
- Tak myślałem.
- Nie miej nam za złe, to Twoja pierwsza walka.
- Dałeś sobie radę i zauważyłeś , że dalibyśmy radę szybciej ich pokonać. Coś z Ciebie będzie.
- Ruszajmy w portal, szkoda czasu. Dasz radę iść.
- Pewnie. Idziemy.

Schowaliśmy cały nasz ekwipunek i ruszyliśmy w kierunku portalu.
*Dałem radę...*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz