Witam serdecznie.
W dzisiejszym dniu udajemy się do rozdziału tadam.
Tadam tadam. Przepraszam za blędy, łeb mi rozsadza.
Miłego czytania :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział II
Maszerowaliśmy chwilę w ciszy przez las , aż do Kamiennej bramy.
Tam gdzie rozegrała się tragedia dla Yangina i Qurban.
To miejsce budzi mój lęk i obrzydzenie.
Jednak ważniejsze było to , jak to jest możliwe.
- Iv ? Jak to możliwe ?
Gdy Ivrel ściągnęła kaptur, przed mymi oczyma ujrzałem. Srebno-niebieski kęp włosów opiewający jakby kamienisty monument.
Nie widziałem oczu, nosa, ust.
*Jak ja nie mogę dojrzeć jej twarzy*
Wyobrażałem sobie jej twarz, jak u pięknej młodej kobiety z kilkoma nieznacznymi bliznami nie ujmującymi ani kszty urody, a pokazującymi jej ostry charakter.
I tylko czekałem, kiedy będę mógł ujrzeć jej przecudne oblicze.
*A tu kolejna niespodzianka*
- Nie możesz nie mieć twarzy !! Przecież masz imię. Masz zdolności, wilki... Potrafisz się zamieniać w nie, jak to jest możliwe.
Wykrzyczałem to prawie na jednym tchu, Ivrel obróciła się w moim kierunku, założyła spowrotem kaptur na głowę.
- Nie wybrałam życia, które mogę przywrócić, ani nacji do której mogłabym dołączyć. Tułam się po tym świecie kilkadziesiąt lat będąc przynętą i ostatnią nadzieją na cudze życie. Wielokrotnie atakowana przez to by ktoś mógł tak od siebie kogoś wskrzesić.
Myślisz ,że to takie proste ? Brzemię jakie noszę...To wszystko to za duży ciężar dla mnie. To moja wina, zastanawiam się czemu nie pozwoliłam im...
- To skąd znasz swoje imię ?
- Qurban mi je nadała. Jej przeniliwy wzrok gdy ostatni raz ją widziałam.
Przyniosła do mnie myśl, tak mocną. Nie wiem czy to było wspomnienie z realnego świata czy nie.
Zabrzmiało w mojej głowie.
- Powodzenia Ivrel
a teraz musisz mi pomóc. Zdecydowałam. Gdy będziesz wybierał swoją przynależność, ja udam się w przepaść a gdy to nastąpi wskrzesisz Qurban.
- Ja...Ja nie wiem czy potrafię.
Nie ma innego sposobu ?
Ivrel ucichła. Weszła pierwsza do jaskini ja zaraz za nią.
Atmosfera zrobiła się nagle taka ciężka, mimo że nie widziałem jej oczu. Czułem jak w jej prawdziwym obliczu spływają łzy na policzkach.
Poczucie odpowiedzialności za to co się stało , tyle lat spoczywało na niej.
Podjęła decyzję zaryzykować swoim życiem ,aby wskrzesić w końcu Qurban.
*Tylko dlaczego Yangin jej do tego wtedy nie zmusił, czyżby wspólny trening o którym wspominała Iv, aż tak go zmienił ?*
- Teraz nie trać czasu, zanim nas ktoś znajdzie. Podejdź do monumentu, poczuj tą energię i wybierz swoje przeznaczenie.
Ruszyłem w kierunku tego monumentu, lecz moje nogi stały się ociężałe. Nie chciałem tam iść, nie czułem potrzeby wybierać.
Ale musiałem coś zrobić.
*Tylko co ? A jeśli skoczy, to znowu jej życie pójdzie na darmo jeśli nie wybiorę. Jeśli zaś wybiorę i wskrzeszę Qurban to czy będzie z tego zadowolona ?*
Przejmowałem się losem osób, który był mi nie znany, powinien być obojętny wręcz ze względu na czas. Lata, które dzielą to wydarzenie są tak odległe, a mimo to...
*Nawet mnie boli ta sytuacja*
Gdy podszedłem do monumentu, widziałem Ivrel wychodzącą na przeciw przepaści. Zbliżającą się krok za krokiem do olbrzymiej czarnej bestii.
Schowanej w jakieś pustej, smutnej i bolesnej odchłani.
Nie widziałem co zrobić.
Ivrel była już tylko o krok.
- Iv !! czekaj !!
Ivrel odwróciła się w moim kierunku. Ta przepaść za jej plecami aż wołałą o jej ciało.
- W idealnym momencie !
Zrobiła krok w tył , nagle poczułem zwolnienie czasu.
Dopiero teraz gdy moją uwagę rozporszył znajomy głos. Dostrzegłem ,że pod naszymi nogami leży pęknięty flakonik.
Kątem oka dojrzałem odbijające się jasne światło płomieni na ścianie.
*Za późno...*
Ivrel powoli znikała za krawędzią otchłani.
Poczułem powiew wiatru i dojrzałem płonące włosy na wysokości mojego położenia.
*Yangin?*
Rozpędzony wpadł do jaskini, gdy mój krzyk zmusił Ivrel do odwrócenia się, wrzucił pewnie tutaj swoją jakąś magiczną mikstrurę.
Przez co czas naprawdę prawie że stanął w miejscu.
Jego włosy falowały , widziałem jak jedną ręką odpina swój miecz z pleców.
Dźwięk upadającego ostrza odbił się echem po całej jaskini, a on znów znacznie przyśpieszył.
Zrobił szeroki krok i wyskoczył do przodu, Ivrel już zniknęla za krawędzią tej potwornej dziury.
Jednak Yangin się nie poddał wyciągnął daleko ręce i sięgnął jakby w ostatniej chwili chwytając Iv.
*Jaka ulga*
- Nie pozwolę Ci na to Iv
Yangin trzymał Ivrel wisząc kawałkiem ciała tuż nad przepaścią.
Zrozpaczonym głosem
- Yangin
- Nie bądź głupia, to było dawno. Muszę Cię teraz tylko stąd wyciągnąć.
Wszyscy troje chyba odetchnęliśmy z ulgą.
Aż do momentu gdy w jaskini odbiło się tylko echo czyjegoś głosu.
- Sprawdź jaskinie głąbie, może tam się ukryli.
*Znam ten głos. To Cekici !. Co teraz ?
Kiepska sytuacja do jaskini zaraz wejdzie uzbrojony Cekit, a Yangin wisi nad przepaścią trzymając Iv.
- Co ja mam zrobić ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz