poniedziałek, 9 listopada 2015

"Przełamane lody"

Witam serdecznie.
Już Was wspieram moją opowieścią.
Pozdrawiam i miłego czytania.

-----------------------------------------------------------------------------------

Wychylając się z jaskini, Yangin starał się rozeznać w sytuacji. A ja z Iv wręcz staliśmy mu na plecach ciekawiąc się co się dzieje na zewnątrz.
Po chwili milczenia. Yangin podrapał się po głowie chowając się w wnętrzu jaskini, a my za nim.
Cały podekscytowany jeszcze zwycięstwem z przed chwili, aż rwałem się do walki. Moje nogi, aż tańczyły z radości.
Jednak szybko mój płonący kompan zbił ją.

- Przebiegnijmy szybko, nie ma sensu wdawać się w walkę. Nie mam pojęcia ile ich tu jeszcze może być.
- Ale...
- O bohater się znalazł, nie chciałbym Ci przypominać, że sam tego nie dokonałeś.
- Nieuczciwy Jesteś, to Ty wojownikiem Jesteś a ja jeszcze nie i jak w ogóle...

Iv nie wytrzymała naszych jakże samczych przekomarzanek i najzwyczajniej zdzieliła Nas w twarz.
- Moi Panowie, ruszajmy zanim w ogóle wpadniemy w większe bagno niż te w którym jesteśmy.

*O głos rozsądku się odezwał*
- Dobra dobra, ja wyjdę pierwszy. Schowam się niedaleko i dam znać czy droga wolna. Potem wy czmychniecie za mną. 
- A co dalej ?
- Dalej ? Jak najdalej stąd.

Plan był idealny, nie mogło się nic zepsuć.
Yangin wychylił się zza rogu, niczego nie spostrzegł więc ruszył. Szybko schował się za drzewem nie opodal i dał sygnał nam ,że droga wolna.
Więc Iv długo się nie zastanawiając zrobiła to samo, wybiegła z jaskini. Wyskoczyła za krzak i wskoczyła do rowu nie daleko Yangina. 
Yangin dał znać. Więc ruszyłem co sił w nogach, upatrzyłem sobie kamień. Przeskoczyłem za niego.
Rozejrzałem się do okoła , raczej nikt mnie nie zauważył. Zresztą okolica wydawała się pusta.
*Ciekawe za ile zoriętują się, że ich kompan nie wraca ? *

I w tym momencie kamień zaczął się delikatnie ruszać.
*Genialnie żółtodzioba zostawili na końcu*

Nie musiałem długo czekać, na przebłysk mojej złotej myśli, który mi podpowiedział. 
*Schowałem się, za śpiącym Cekitem ?!*
Jakie szczęście, że się nie obudził.
*Co teraz, czy mam uciekać czy raczej delikatnie odejść. Nie będę podnosił głosu, bo się obudzi*

Spojrzałem na Yangina, oczywiście wraz z Iv pękali ze śmiechu. Czekając na mnie w rowie w którym schowała się Wilczyca.
Machnęli oboje ręką , żebym ruszył w ich stronę.

Nagle poczułem ,że moja nie przebijalna osłona z Cekita, zaczyna się ruszać mocniej niż przed chwilą.
*Czyżby się budził ?*

Nie miałem na co czekać, ruszyłem delikantnym krokiem w stronę rowu. W sumie nie było zbyt daleko. W pobliżu kilka krzaków w około wąskiego rowu.
Jedno drzewo za którym na początku schował się Yangin i oczywiście mój nieszczęsny kamień. Powolnym krokiem podchodziłem już na dwa kroki od rowu.
Niestety cały ja.
*ehh*
Nadepnąłem na suchy jak wiór patyk, trzask takiego stworzenia natury mógłby obudzić niedźwiedzia 30 km dalej.
Echo, które rozniosło się po lesie. Zadudniło , aż ptaki spłoszyły się z drzew.
Oczywiście moją pierwszą reakcją był wyskok do rowu z nadzieją , że nikt mnie nie zauważy.
Upadłem na błoto.
*Skąd ono się tu wzięło*

- Ofiara losu z Ciebie przyszły wojowniku.
- Daj mu spokój.
- O co Wam chodzi ?
- Co Ty w ogóle wyprawiasz?
- Jak to co, chowam się przed tym kamiennym Cekitem.

Yangin wskazał ręką na kamień.
- Przed tym ?
- Ale on... On się ruszał
- Jesteś przemęczony, zbierajmy się stąd.
- Znam miejsce gdzie odpoczniemy trochę i zaczniemy Twój podstawowy trening.
- Musimy ? 
- Zależy, jak chcesz tu przeżyć to raczej tak.
- Przypominam Ci , że dalej nie masz twarzy. 

Yangin zamyślił się na chwilę.
- Więc w sumie jak ktoś wyznaczy odpowiedno dużą nagrodę, to będę wiedział kogo szukać.

Uśmiechnął się szyderczo

- Ruszajmy dalej.
- W ogóle co tak śmierdzi ?
- Już Ci raz mówiłem...
- Tak, tak pamiętam. "Ucan necis" ,a co to takiego ?

Iv zachichotała pod nosem.
- "Latające odchody"
- Że to... To mocz ?

*Ehh co za dzień*

Ruszyliśmy w drogę przez las, ostrożnie zaglądając czy nie wpadniemy w jakąś pułapkę.
Chichocząc i śmiejąc się co chwile wspominając mój wybryk z kamieniem.

1 komentarz:

  1. Mwahahaha, latajace odchody bezapelacyjnie kojarza mi sie z Kibą i jego kochanym Akamaru ^^ Wo, ale lzejszy taki rozdział, mam wrazenie, dużo chichotów, chociaz podbitych zmęczeniem. Wide nastepny rozdzial wiec sie nie rozpisuje i smigam dalej ;)

    OdpowiedzUsuń